Strony

sobota, 16 marca 2013

GAMMA RAY - Master Of Confusion EP (2013)

Rok 2012 miał być rokiem UNISONIC, a rok 2013 rokiem GAMMA RAY, tak głosił bóg power metalu Kai Hansen. Pierwsza obietnica została spełniona i pod szyldem UNISONIC ukazał się debiutancki album, gdzie znów mamy w jednym zespole Kaia Hansena i Micheala Kiske, a więc dwóch najważniejszych osobistości, które stworzyły słynny „Keeper Of the seven Keys” HELLOWEEN. Mamy rok 2013 i co ?

Pojawiła się zapowiedź, że Kai Hansen po raz drugi wyruszy w trasę z starym swoim zespołem, a mianowicie HELLOWEEN, który promuje „Straight out Of hell”. Tak o samym tourne pod nazwą HELLISH ROCK part 2 było głośno, o albumie HELLOWEEN też, a o samym albumie GAMMA RAY nic. Cisza była dobijająca i powiększała niepokój, że jednak zespół się nie wyrobi i tak też się stało. Album, który miał się ukazać wiosną został przesunięty na koniec tego roku, ewentualnie początek roku 2014. Jednakże nowa trasa oznacza promowanie czegoś nowego i Kai dobrze o tym wiedział. Dlatego postanowił nie wyruszać w trasę z pustymi rękoma i postanowił wydać mini album „Master Of Confusion”, który miał choć trochę uspokoić fanów GAMMA RAY i mniej więcej zaprezentować to czego będzie można się spodziewać po nowym albumie, który się ukaże w bliższej przyszłości. Premiera tego dzieła została przewidziana na 15 marca tego roku i jaki jest ten nowy mini album? Co zawiera? Jak brzmią nowe utwory, które pilotują pełnometrażowy album?         

O tym za chwile, bo jednak nie można tutaj pominąć jednej jakże istotnej kwestii. GAMMA RAY to marka, która znana jest z solidności, przebojowości, chwytliwych melodii, wyjątkowego wokalu Kaia, jego pomysłowości i ten zespół został oparty na jego doświadczeniu. Jednak w latach 90 ustabilizował się już ten właściwy skład, który tworzyli Hansen, Schlachter, Richter i Zimmermann. W tym składzie nagrany zostały takie klasyki jak „Somewhere Out In Space”, „Powerplant” czy „No World Order”. Ostatni album w takim składzie to oczywiście „To The Metal” z 2010 roku, który był bardzo solidnym albumem, może bardziej metalowym, ale wciąż na poziomie tego zespołu. Pewien rozdział zamknięty i został otwarty nowy, bowiem w zespole pojawił się nowy perkusista, a mianowicie Micheal Ehre, który powinien niektórym być znany z METALLIUM. Od razu pojawiły się w mojej głowie pytania: jak to wpłynie na muzykę i relacje w zespole, atmosferę?

Inny problem, który tykał się GAMMA RAY to pożyczanie od innych zespołów i dla jednych była to kwestia rażąca i dla innych szczegół mniej istotny, ale sprawiający, że rozrywka jest gwarantowana. No i dochodzi do tego fakt, że Kai ma teraz dwa zespoły, nie dawno wydał album z UNISONIC i masa koncertów. Jak to wszystko ma się do nowego mini album, który właśnie ujrzał światło dzienne? Czy jest to GAMMA RAY metalowa jak na „To The metal” czy może coś bardziej na miarę „No World Order”?

„Master of Confusion” to mini album o tyle ciekawy, bo jest dość długi i całość trwa ponad 55 min co jest dość nie typowe jak na EP, ale to jest jeden z tych powód, dla których warto kupić to wydawnictwo i nie będzie się żałowało, że źle się zainwestowało. Inną jakże istotną kwestią, która sprawia, że o tym minie albumie będzie się pamiętać to również klimatyczna, kolorystyczna i pełna detali okładka, oddająca to co najlepsze w okładkach GAMMA RAY i jest ona bardziej w stylu tego zespołu, aniżeli „To The Metal”. Od strony technicznej, czy też brzmieniowej mamy kontynuacje z „To The Metal”, czyli jest soczyście, jest lekki mrok i ciężar, ale nie jest to z pewnością najlepsze brzmienie w historii płyt GAMMA RAY. Przejdźmy do muzyków, a zwłaszcza nowego członka zespołu, który wzbudzał u mnie największą ciekawość, otóż muszę przyznać, że jest on lepszym pałkarzem aniżeli Dan i mówię tutaj o technice, a i z szybkością sobie dobrze radzi.. Pytanie czy jest równie dobrym kompozytorem, ale to się zobaczy w przyszłości. Co do reszty to trzeba przyznać, że jest zwyżka formy. Bas Dirka wyrazisty, mocny, gitary jakby ostrzejsze i zarazem bardziej melodyjne i takie bliższe wcześniejszym dokonaniom GAMMA RAY aniżeli metalowemu „To The Metal” , choć elementy tamtego albumu dają się tu we znaki, dość mocno. Zwłaszcza takie utwory jak „Deadlands” czy „Shine Forever” i kto lubi te utwory przekona się do „Empire of The Undead”, który jest równie dynamiczny i ostry co wyżej wymienione utwory. Utwór ten od razu przekonuje, że Kai w znakomitej formie wokalnej, a także jeśli chodzi o grę na gitarze. Mocny, zadziorny, taki melodyjny wokal i brzmi to przekonująco. Zwłaszcza może się podobać, próba pójścia w nieco mocniejszy, mroczniejszy wokal podczas refrenu. Jednak utwór ten, choć brzmi świeżo, dynamicznie i tak w stylu GAMMA RAY ( zwłaszcza tej z „No World Order”) piętnuje problem, który od dawna gnębi ten zespół, a mianowicie zapożyczenia jakiś patentów z utworów innych kapel. Na „To The metal” było tego nie co mniej, ale kapela poniekąd bardziej siebie kopiowała. Cóż tutaj autoplagiatu jako tako nie ma, ale sam utwór, rytmiką, to jak Kai śpiewa refren przypomina JUDAS PRIEST i utwór „Exciter” . Słychać też „Deadlands”, ale też stare czasy w HELLOWEEN, bo jest takie nieco ostre granie jak na „Walls Of Jerycho”. „Empire Of The Unded” jest chwytliwy, energiczny, ostry, zadziorny i oddający to co najlepsze w tym zespole i do tego świetnie rozplanowane solówki, które przypominają poniekąd ...”No World Order”. Dalej mamy typowy utwór GAMMA RAY, czyli wariację na temat „I Want Out”, a jest nią utwór „ Master Of Confusion”. Utwór bardzo radosny, pogodny i przypominający inne wariację typu „Time To Live”, „Send Me a Sign „ czy „Rich & famous”, ale to jest właśnie taki znak rozpoznawczy Kaia, tego zespołu. Z jednej strony można zarzucić zjadanie własnego ogona, ale utwór jest chwytliwy, tak żywiołowy, zapadający w pamięci, że to nie ma znaczenia. Nie wiem czemu, ale w tym utworze słyszę też hard rockowe zacięcie, które Hansen zaprezentował na UNISONIC, ale to moje osobiste odczucie. Po raz kolejny bardzo udana solówka i taka znów w stylu tego zespołu i tego nieco brakowało mi na poprzednim albumie. Jest lepiej, bardziej gitarowo, ciężej, a to wróży znakomity album w 2014, ale na to trzeba będzie jeszcze poczekać. Na mini albumie oprócz dwóch nowych kawałków znajdziemy dwa covery i to jest kolejny element, z którym zespół zawsze sobie dobrze radził. Dodatkowo wybór kawałków w pełni udany, bo kawałki pasują do maniery Kaia, do stylu zespołu. Ciężki, mroczniejszy „Death Or Glory” nasuwa nieco „Short As Hell” czy też „Condemned To Hell” i jest to bardzo udany cover HOLOCAUST. Drugi cover to „Los Angeles” z repertuaru SWEET i znów szczęka opada. Rockowo i zarazem metalowo, melodyjnie i zarazem przebojowo i bardzo fajnie wypada taki feeling na miarę QUEEN. Oczywiście można doszukać się elementów „Armaggedon” GAMMA RAY, ale czy to źle? Jasne, że nie. Dalej mamy już utwory z koncertu w Bochum podczas trasy „Skeletons and Majesties”. Mamy więc nową wersję „”Spirit”, gdzie śpiewa Kai, a nie jak na albumie studyjnym Ralf Scheepers i ta wersja bardziej do mnie dociera aniżeli ta z albumu. Zobaczyć w koncertowej setliście „Wings Of Destiny” też można uznać za coś nadzwyczajnego. W wersji live brzmi nawet znośnie, ale ten utwór jakoś taki za słodki dla mnie był. Wokalnie widać też Kaiowi on nie podchodzi i uważam, że można było wybrać do setlisty coś innego, lepszego z albumu „Powerplant”. „Gamma Ray” z Kaiem na wokalu również brzmi lepiej niż z Ralfem i szkoda, że nigdy kapela nie nagrała je od nowa z Kaiem za sitkiem. Utwór świetnie nadający się na koncerty, co zresztą słychać. Z albumu „Land Of the Free” wybrano balladę „Farewell”, gdzie nieco śpiewa basista Dirk, czyli kolejny dobry powód, żeby usłyszeć ten utwór w wersji koncertowej. Podczas trasy „Skeletons & Majesties” gościnnie wystąpił Micheal Kiske śpiewając w 3 utworach, a jednym z nich był „Time To Break Free” i jest to wykonanie nieco niższych lotów, głównie przez wokal Kiske, który nie brzmi tak energicznie, żywiołowo. Całość zamyka kolos z „Land Of The Free 2” czyli „Insurection”. Choć długi, to jednak nadaję się na żywo i sporo się dzieje w ciągu tych 12 minut.


  Nie mamy nowego albumu GAMMA RAY, ale mamy za to mini album, który trwa 55 minut, który zawiera dwa nowe kawałki, które znajdziemy na nowym albumie w 2014 r, dwa znakomite covery i parę utworów live. 35 zł za takie wydawnictwo, gdzie jest 10 utworów to całkiem rozsądna cena, biorąc uwagę że mamy tutaj znakomitą okładkę, brzmienie i możliwość wysłuchania przede wszystkim tych 4 pierwszych utworów, które choć trochę zaspokajają ciekawość. Mniej więcej można usłyszeć w jakim kierunku zespół poszedł, posłuchać w jakiej są formie, czy mocną kopiują inne zespoły, czy Kai jest w formie i przekonać się że nowy perkusista okazał się w końcu godny następcą Dana i osobą, którą nieco ożywi ten skład, który od lat nie był odświeżany. Jeden z najdłuższych mini albumów jaki pojawił się w muzyce metalowej i trzeba przyznać, że GAMMA RAY zrobiła tym wydawnictwem smaka na nowy album. Nic trzeba czekać, a póki co zachęcam do zapoznania. Fani będą skakać z radości, a reszta niech sam oceni. GAMMA RAY dalej koncertuje z HELLOWEEN i niebawem przyjdzie czas na Polskę, więc będzie okazja, żeby posłuchać tych dwóch nowych kompozycji na żywo i oddać hołd ojcu power metalu ! 

Ocena: 10/10




8 komentarzy:

  1. Jeśli chodzi o Kiske, to ten numer był zawsze zwyczajnie słaby i odstawał od reszty materiału na "Land Of The Free". Słychać,że z tą kompozycją Kai nie trafił w gust Michiego.
    Od "Land Of The Free 2" chciałem nowego bębniarza i doczekałem się, ale na podstawie dwóch nowych numerów jeszcze nie wiem, czy chodziło o zmianę akurat na Ehre.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cover Sweet najlepszy ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie. Najlepszy cover The Sweet. Chyba nie świadczy to najlepiej. Pierwszy numer jak dla mnie lekko nudnawy i nie wiem, gdzie podziała się melodyjność Kaia."Master Of Confusion" nawet fajny, ale tekst, w którym Kai tłumaczy się z braku materiału na nowy album wypada dość infantylnie. Covery fajne, ale Gamma to nie Cover Rayz Band, więc nie rozpatruję tego w kategoriach dorobku grupy. Reszta płyty to koncertowe kawałki, które wpakowali już na "Skeletons & Majesties" i nie poprawia mi humoru, że zostały zarejestrowane w Bochum,a nie w Pratteln. Uwielbiam chłopaków, ale trochę mnie wkurzyli i naprawdę wolałbym poczekać na pełen album niż dostawać taki substytut do wyciągania kasy.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Lost Angeles" fajny rockowy kawałek, mozna znaleźć pewne odniesienia do "Armageddon" :D Pierwszy numer wg mnie udany, taki zalatujacy priestem, aczkolwiek mieli lepsze w swojej karierze, ale i tak wypada to lepiej aniżeli ostatni album, przynajmniej ja mam takie odczucia. Tytułowy to taki jarcarski kawałek i przecież nie pierwszy raz takie coś się pojawia, wystracyz wspomnieć o takim "Money", podobny ładunek emocjonalny mają. Tak koncertowe kawałki najbardziej wkurzają, bo to jest jak dla mnie to samo co "Skeletons and Majesties". Zobaczymy jak całość będzie brzmieć. Ciekawe jak utwory będą brzmieć na koncercie 26 marca ? :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Utwory na koncercie wypadają znakomicie i to duży plus, jednak podzielam zdania wcześniejsze i sam jak sie dowiedziałem, ze będą 2 covery oraz , umówmy się, zapis średniego poziomu koncertu (daleko tu do Hell Yeah!) w Bochum to chciałem zapłakać. Płytę kupiłem i po kilku przesłuchaniach covery polubiłem , nowe kawałki nawet bardzo , a utwór z Kiske po prostu omijam. O coverze Birth Control pt.’ Gamma Ray’ autor bloga miłościwie nie wspomniał i słusznie, bo jak dla mnie jest to największe nieporozumienie. Kai lansuje to z uporem maniaka nie wiedzieć czemu. Dobre jest tylko to, ze o ile w trasie Hellish Rock2 znów zaczął grać ten antymelodyjny i z pierdzącym basem syf to już w Krakowie zrezygnował i było w to miejsce 'New World Order', a w Warszawie 'Dethrone Tyranny'!
    I bardzo dobrze, najwyrażniej Kai sam widzi, że podczas grania tego kawałka po prostu mu publika siada. Nawet na DVD w Pratteln to słabo i bardzo wymęczenie wypada... A nowy bębniarz dla mnie super, szybki, sprawny i soczysty!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się utwory na żywo fajnie wypadają, ale wg mnie jest to normalne, skoro Gamma Ray robi naprawdę niezłe show, o czym mogłem przekonać się na własnej skórze w Krakowie. Epka może pod względem zawartości nie powala, ale są dwa nowe utwory, dwa świetne covery i zajebista okładka. Zapis koncertowy w ogóle z "Skeletons and Majesties" jest najslabszy w historii Gammy jak dla mnie. Parę kawałków fajnie jest usłyszeć w wersji koncertowej, a tak to nieco bida. Utwór z Kiske bez mocy, a Kiske strasznie się męczy wokalnie.

    Co do utworu "Gamma Ray" może nie jest zły, ale dobrze że w setliście było "No World Order" bo jest to kawałek killerski, nie to co cover Birth Control.

    Publika i tak wg mnie siadła w Pl:P Dużo osób siedziało albo stało bez żadnych reakcji. Troszkę przykre :/ Szkoda tylko że moje krzyczenie o "Ride The Sky" nic nie dało. Mam nadzieję, że za rok wrócą i to z lepszą setlistą i to jako gwiazda wieczoru.

    A perkusista bardzo dobry, nie wiem czy pod względem techniki nie jest lepszy od Dana. Pozdr

    OdpowiedzUsuń
  7. no i mamy wreszcie nowy materiał GR, już za momencik do kupienia :) ..na koncertach (poza PL na razie, niestety) można usłyszeć już Pale Rider , Avalon , Time For Deliverance, Hellbent , a w necie jeszcze dodatkowo wyszukać bonus 'Built A World' - niecierpliwie czekam na płytę, jaka ma wyjść 28.03, ale po tym co juz wiadomo zapowiada sie lepiej niz "To the metal' Drogi Warriorze, prosimy o recenzję płyty ASAP! pozdr Robert

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jeszcze "Born To Fly" i "I Will Return" :D Są tez filmy z koncertów Gamma Ray:d fajnie to wszystko brzmi szkoda ze nie zawitają do Polski. Płytę przesłał mi HMP, ale komp nie pozwolił mi całego albumu pobrać :( A oryginał zakupiła dziewczyna w ramach prezentu :D Więc cierpliwe poczekam. Z tego co posłuchałem do tej pory stwierdzam ze album lepszy niż To The Metal :D Co do Asap to mam w planach napisać. Jest tyle płyt które chciałbym opisać. Czasu mało, a tutaj cały czas nowości napływają :D Pozdrawiam

      Usuń