Rok 2012 miał być
rokiem UNISONIC, a rok 2013 rokiem GAMMA RAY, tak głosił bóg
power metalu Kai Hansen. Pierwsza obietnica została spełniona i
pod szyldem UNISONIC ukazał się debiutancki album, gdzie znów
mamy w jednym zespole Kaia Hansena i Micheala Kiske, a więc dwóch
najważniejszych osobistości, które stworzyły słynny
„Keeper Of the seven Keys” HELLOWEEN. Mamy rok 2013 i co ?
Pojawiła się zapowiedź,
że Kai Hansen po raz drugi wyruszy w trasę z starym swoim zespołem,
a mianowicie HELLOWEEN, który promuje „Straight out Of
hell”. Tak o samym tourne pod nazwą HELLISH ROCK part 2 było
głośno, o albumie HELLOWEEN też, a o samym albumie GAMMA RAY nic.
Cisza była dobijająca i powiększała niepokój, że jednak
zespół się nie wyrobi i tak też się stało. Album, który
miał się ukazać wiosną został przesunięty na koniec tego roku,
ewentualnie początek roku 2014. Jednakże nowa trasa oznacza
promowanie czegoś nowego i Kai dobrze o tym wiedział. Dlatego
postanowił nie wyruszać w trasę z pustymi rękoma i postanowił
wydać mini album „Master Of Confusion”, który miał choć
trochę uspokoić fanów GAMMA RAY i mniej więcej
zaprezentować to czego będzie można się spodziewać po nowym
albumie, który się ukaże w bliższej przyszłości. Premiera
tego dzieła została przewidziana na 15 marca tego roku i jaki jest
ten nowy mini album? Co zawiera? Jak brzmią nowe utwory, które
pilotują pełnometrażowy album?
O tym za chwile, bo
jednak nie można tutaj pominąć jednej jakże istotnej kwestii.
GAMMA RAY to marka, która znana jest z solidności,
przebojowości, chwytliwych melodii, wyjątkowego wokalu Kaia, jego
pomysłowości i ten zespół został oparty na jego
doświadczeniu. Jednak w latach 90 ustabilizował się już ten
właściwy skład, który tworzyli Hansen, Schlachter, Richter
i Zimmermann. W tym składzie nagrany zostały takie klasyki jak
„Somewhere Out In Space”, „Powerplant” czy „No World
Order”. Ostatni album w takim składzie to oczywiście „To The
Metal” z 2010 roku, który był bardzo solidnym albumem, może
bardziej metalowym, ale wciąż na poziomie tego zespołu. Pewien
rozdział zamknięty i został otwarty nowy, bowiem w zespole pojawił
się nowy perkusista, a mianowicie Micheal Ehre, który
powinien niektórym być znany z METALLIUM. Od razu pojawiły
się w mojej głowie pytania: jak to wpłynie na muzykę i relacje w
zespole, atmosferę?
Inny problem, który
tykał się GAMMA RAY to pożyczanie od innych zespołów i dla
jednych była to kwestia rażąca i dla innych szczegół mniej
istotny, ale sprawiający, że rozrywka jest gwarantowana. No i
dochodzi do tego fakt, że Kai ma teraz dwa zespoły, nie dawno
wydał album z UNISONIC i masa koncertów. Jak to wszystko ma
się do nowego mini album, który właśnie ujrzał światło
dzienne? Czy jest to GAMMA RAY metalowa jak na „To The metal” czy
może coś bardziej na miarę „No World Order”?
„Master of Confusion”
to mini album o tyle ciekawy, bo jest dość długi i całość trwa
ponad 55 min co jest dość nie typowe jak na EP, ale to jest jeden z
tych powód, dla których warto kupić to wydawnictwo i
nie będzie się żałowało, że źle się zainwestowało. Inną
jakże istotną kwestią, która sprawia, że o tym minie
albumie będzie się pamiętać to również klimatyczna,
kolorystyczna i pełna detali okładka, oddająca to co najlepsze w
okładkach GAMMA RAY i jest ona bardziej w stylu tego zespołu,
aniżeli „To The Metal”. Od strony technicznej, czy też
brzmieniowej mamy kontynuacje z „To The Metal”, czyli jest
soczyście, jest lekki mrok i ciężar, ale nie jest to z pewnością
najlepsze brzmienie w historii płyt GAMMA RAY. Przejdźmy do
muzyków, a zwłaszcza nowego członka zespołu, który
wzbudzał u mnie największą ciekawość, otóż muszę
przyznać, że jest on lepszym pałkarzem aniżeli Dan i mówię
tutaj o technice, a i z szybkością sobie dobrze radzi.. Pytanie czy
jest równie dobrym kompozytorem, ale to się zobaczy w
przyszłości. Co do reszty to trzeba przyznać, że jest zwyżka
formy. Bas Dirka wyrazisty, mocny, gitary jakby ostrzejsze i zarazem
bardziej melodyjne i takie bliższe wcześniejszym dokonaniom GAMMA
RAY aniżeli metalowemu „To The Metal” , choć elementy tamtego
albumu dają się tu we znaki, dość mocno. Zwłaszcza takie utwory
jak „Deadlands” czy „Shine Forever” i kto lubi te utwory
przekona się do „Empire of The Undead”, który jest
równie dynamiczny i ostry co wyżej wymienione utwory. Utwór
ten od razu przekonuje, że Kai w znakomitej formie wokalnej, a także
jeśli chodzi o grę na gitarze. Mocny, zadziorny, taki melodyjny
wokal i brzmi to przekonująco. Zwłaszcza może się podobać, próba
pójścia w nieco mocniejszy, mroczniejszy wokal podczas
refrenu. Jednak utwór ten, choć brzmi świeżo, dynamicznie i
tak w stylu GAMMA RAY ( zwłaszcza tej z „No World Order”)
piętnuje problem, który od dawna gnębi ten zespół, a
mianowicie zapożyczenia jakiś patentów z utworów
innych kapel. Na „To The metal” było tego nie co mniej, ale
kapela poniekąd bardziej siebie kopiowała. Cóż tutaj
autoplagiatu jako tako nie ma, ale sam utwór, rytmiką, to jak
Kai śpiewa refren przypomina JUDAS PRIEST i utwór „Exciter”
. Słychać też „Deadlands”, ale też stare czasy w HELLOWEEN,
bo jest takie nieco ostre granie jak na „Walls Of Jerycho”.
„Empire Of The Unded” jest chwytliwy, energiczny, ostry,
zadziorny i oddający to co najlepsze w tym zespole i do tego
świetnie rozplanowane solówki, które przypominają
poniekąd ...”No World Order”. Dalej mamy typowy utwór
GAMMA RAY, czyli wariację na temat „I Want Out”, a jest nią
utwór „ Master Of Confusion”. Utwór bardzo
radosny, pogodny i przypominający inne wariację typu „Time To
Live”, „Send Me a Sign „ czy „Rich & famous”, ale to
jest właśnie taki znak rozpoznawczy Kaia, tego zespołu. Z jednej
strony można zarzucić zjadanie własnego ogona, ale utwór
jest chwytliwy, tak żywiołowy, zapadający w pamięci, że to nie
ma znaczenia. Nie wiem czemu, ale w tym utworze słyszę też hard
rockowe zacięcie, które Hansen zaprezentował na UNISONIC,
ale to moje osobiste odczucie. Po raz kolejny bardzo udana solówka
i taka znów w stylu tego zespołu i tego nieco brakowało mi
na poprzednim albumie. Jest lepiej, bardziej gitarowo, ciężej, a to
wróży znakomity album w 2014, ale na to trzeba będzie
jeszcze poczekać. Na mini albumie oprócz dwóch nowych
kawałków znajdziemy dwa covery i to jest kolejny element, z
którym zespół zawsze sobie dobrze radził. Dodatkowo
wybór kawałków w pełni udany, bo kawałki pasują do
maniery Kaia, do stylu zespołu. Ciężki, mroczniejszy „Death
Or Glory” nasuwa nieco „Short As Hell” czy też „Condemned
To Hell” i jest to bardzo udany cover HOLOCAUST. Drugi cover to
„Los Angeles” z repertuaru SWEET i znów szczęka opada.
Rockowo i zarazem metalowo, melodyjnie i zarazem przebojowo i bardzo
fajnie wypada taki feeling na miarę QUEEN. Oczywiście można
doszukać się elementów „Armaggedon” GAMMA RAY, ale czy
to źle? Jasne, że nie. Dalej mamy już utwory z koncertu w Bochum
podczas trasy „Skeletons and Majesties”. Mamy więc nową wersję
„”Spirit”, gdzie śpiewa Kai, a nie jak na albumie
studyjnym Ralf Scheepers i ta wersja bardziej do mnie dociera aniżeli
ta z albumu. Zobaczyć w koncertowej setliście „Wings Of
Destiny” też można uznać za coś nadzwyczajnego. W wersji
live brzmi nawet znośnie, ale ten utwór jakoś taki za słodki
dla mnie był. Wokalnie widać też Kaiowi on nie podchodzi i uważam,
że można było wybrać do setlisty coś innego, lepszego z albumu
„Powerplant”. „Gamma Ray” z Kaiem na wokalu również
brzmi lepiej niż z Ralfem i szkoda, że nigdy kapela nie nagrała je
od nowa z Kaiem za sitkiem. Utwór świetnie nadający się na
koncerty, co zresztą słychać. Z albumu „Land Of the Free”
wybrano balladę „Farewell”, gdzie nieco śpiewa basista
Dirk, czyli kolejny dobry powód, żeby usłyszeć ten utwór
w wersji koncertowej. Podczas trasy „Skeletons & Majesties”
gościnnie wystąpił Micheal Kiske śpiewając w 3 utworach, a
jednym z nich był „Time To Break Free” i jest to
wykonanie nieco niższych lotów, głównie przez wokal
Kiske, który nie brzmi tak energicznie, żywiołowo. Całość
zamyka kolos z „Land Of The Free 2” czyli „Insurection”.
Choć długi, to jednak nadaję się na żywo i sporo się dzieje w
ciągu tych 12 minut.
Nie mamy nowego albumu
GAMMA RAY, ale mamy za to mini album, który trwa 55 minut,
który zawiera dwa nowe kawałki, które znajdziemy na
nowym albumie w 2014 r, dwa znakomite covery i parę utworów
live. 35 zł za takie wydawnictwo, gdzie jest 10 utworów to
całkiem rozsądna cena, biorąc uwagę że mamy tutaj znakomitą
okładkę, brzmienie i możliwość wysłuchania przede wszystkim
tych 4 pierwszych utworów, które choć trochę
zaspokajają ciekawość. Mniej więcej można usłyszeć w jakim
kierunku zespół poszedł, posłuchać w jakiej są formie,
czy mocną kopiują inne zespoły, czy Kai jest w formie i przekonać
się że nowy perkusista okazał się w końcu godny następcą Dana
i osobą, którą nieco ożywi ten skład, który od lat
nie był odświeżany. Jeden z najdłuższych mini albumów
jaki pojawił się w muzyce metalowej i trzeba przyznać, że GAMMA
RAY zrobiła tym wydawnictwem smaka na nowy album. Nic trzeba czekać,
a póki co zachęcam do zapoznania. Fani będą skakać z
radości, a reszta niech sam oceni. GAMMA RAY dalej koncertuje z
HELLOWEEN i niebawem przyjdzie czas na Polskę, więc będzie okazja,
żeby posłuchać tych dwóch nowych kompozycji na żywo i
oddać hołd ojcu power metalu !
Ocena: 10/10
Jeśli chodzi o Kiske, to ten numer był zawsze zwyczajnie słaby i odstawał od reszty materiału na "Land Of The Free". Słychać,że z tą kompozycją Kai nie trafił w gust Michiego.
OdpowiedzUsuńOd "Land Of The Free 2" chciałem nowego bębniarza i doczekałem się, ale na podstawie dwóch nowych numerów jeszcze nie wiem, czy chodziło o zmianę akurat na Ehre.
Cover Sweet najlepszy ;d
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Najlepszy cover The Sweet. Chyba nie świadczy to najlepiej. Pierwszy numer jak dla mnie lekko nudnawy i nie wiem, gdzie podziała się melodyjność Kaia."Master Of Confusion" nawet fajny, ale tekst, w którym Kai tłumaczy się z braku materiału na nowy album wypada dość infantylnie. Covery fajne, ale Gamma to nie Cover Rayz Band, więc nie rozpatruję tego w kategoriach dorobku grupy. Reszta płyty to koncertowe kawałki, które wpakowali już na "Skeletons & Majesties" i nie poprawia mi humoru, że zostały zarejestrowane w Bochum,a nie w Pratteln. Uwielbiam chłopaków, ale trochę mnie wkurzyli i naprawdę wolałbym poczekać na pełen album niż dostawać taki substytut do wyciągania kasy.
OdpowiedzUsuń"Lost Angeles" fajny rockowy kawałek, mozna znaleźć pewne odniesienia do "Armageddon" :D Pierwszy numer wg mnie udany, taki zalatujacy priestem, aczkolwiek mieli lepsze w swojej karierze, ale i tak wypada to lepiej aniżeli ostatni album, przynajmniej ja mam takie odczucia. Tytułowy to taki jarcarski kawałek i przecież nie pierwszy raz takie coś się pojawia, wystracyz wspomnieć o takim "Money", podobny ładunek emocjonalny mają. Tak koncertowe kawałki najbardziej wkurzają, bo to jest jak dla mnie to samo co "Skeletons and Majesties". Zobaczymy jak całość będzie brzmieć. Ciekawe jak utwory będą brzmieć na koncercie 26 marca ? :D
OdpowiedzUsuńUtwory na koncercie wypadają znakomicie i to duży plus, jednak podzielam zdania wcześniejsze i sam jak sie dowiedziałem, ze będą 2 covery oraz , umówmy się, zapis średniego poziomu koncertu (daleko tu do Hell Yeah!) w Bochum to chciałem zapłakać. Płytę kupiłem i po kilku przesłuchaniach covery polubiłem , nowe kawałki nawet bardzo , a utwór z Kiske po prostu omijam. O coverze Birth Control pt.’ Gamma Ray’ autor bloga miłościwie nie wspomniał i słusznie, bo jak dla mnie jest to największe nieporozumienie. Kai lansuje to z uporem maniaka nie wiedzieć czemu. Dobre jest tylko to, ze o ile w trasie Hellish Rock2 znów zaczął grać ten antymelodyjny i z pierdzącym basem syf to już w Krakowie zrezygnował i było w to miejsce 'New World Order', a w Warszawie 'Dethrone Tyranny'!
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze, najwyrażniej Kai sam widzi, że podczas grania tego kawałka po prostu mu publika siada. Nawet na DVD w Pratteln to słabo i bardzo wymęczenie wypada... A nowy bębniarz dla mnie super, szybki, sprawny i soczysty!
Zgadzam się utwory na żywo fajnie wypadają, ale wg mnie jest to normalne, skoro Gamma Ray robi naprawdę niezłe show, o czym mogłem przekonać się na własnej skórze w Krakowie. Epka może pod względem zawartości nie powala, ale są dwa nowe utwory, dwa świetne covery i zajebista okładka. Zapis koncertowy w ogóle z "Skeletons and Majesties" jest najslabszy w historii Gammy jak dla mnie. Parę kawałków fajnie jest usłyszeć w wersji koncertowej, a tak to nieco bida. Utwór z Kiske bez mocy, a Kiske strasznie się męczy wokalnie.
OdpowiedzUsuńCo do utworu "Gamma Ray" może nie jest zły, ale dobrze że w setliście było "No World Order" bo jest to kawałek killerski, nie to co cover Birth Control.
Publika i tak wg mnie siadła w Pl:P Dużo osób siedziało albo stało bez żadnych reakcji. Troszkę przykre :/ Szkoda tylko że moje krzyczenie o "Ride The Sky" nic nie dało. Mam nadzieję, że za rok wrócą i to z lepszą setlistą i to jako gwiazda wieczoru.
A perkusista bardzo dobry, nie wiem czy pod względem techniki nie jest lepszy od Dana. Pozdr
no i mamy wreszcie nowy materiał GR, już za momencik do kupienia :) ..na koncertach (poza PL na razie, niestety) można usłyszeć już Pale Rider , Avalon , Time For Deliverance, Hellbent , a w necie jeszcze dodatkowo wyszukać bonus 'Built A World' - niecierpliwie czekam na płytę, jaka ma wyjść 28.03, ale po tym co juz wiadomo zapowiada sie lepiej niz "To the metal' Drogi Warriorze, prosimy o recenzję płyty ASAP! pozdr Robert
OdpowiedzUsuńJest jeszcze "Born To Fly" i "I Will Return" :D Są tez filmy z koncertów Gamma Ray:d fajnie to wszystko brzmi szkoda ze nie zawitają do Polski. Płytę przesłał mi HMP, ale komp nie pozwolił mi całego albumu pobrać :( A oryginał zakupiła dziewczyna w ramach prezentu :D Więc cierpliwe poczekam. Z tego co posłuchałem do tej pory stwierdzam ze album lepszy niż To The Metal :D Co do Asap to mam w planach napisać. Jest tyle płyt które chciałbym opisać. Czasu mało, a tutaj cały czas nowości napływają :D Pozdrawiam
Usuń