Wielka Brytania to kraj w
którym power metal jako taki nie odniósł popularność
na ogromną skalę, co nie oznacza, że nie ma tam kapel grających
ten rodzaj metalu. Nasuwa się tutaj przede wszystkim DRAGONFORCE i
poza nimi zostaje pustka. Może owy niedosyt i niedostatek power
metalu na tej ziemi wypełni debiutujący w tym roku GLORYHAMMER?
O samym zespole było
nieco cicho i nie był jakoś promowany ostatnim czasy z jakąś
wielką pompą, jednak wzrośnie zainteresowanie nimi właśnie
teraz, po wydaniu 22 marca debiutanckiego albumu, który jest
zatytułowany „Tales From The kingdom of Fire”. Już sam
tytuł przykuwa uwagę i zapowiada prawdziwą ucztę dla fanów
epickich dźwięków, power metalu i podniosłych melodii.
Pierwsze skojarzenia? RHAPSODY, FREEDOM CALL czy HAMMERFALL i wiecie
co? Coś z tych zespołów można usłyszeć w muzyce
powstałego w 2010 roku GLORYHAMMER. Brakuje ostatnio właśnie
zespołów, które chcą grać epicki power metal, z
podniosłymi melodiami, bojowym wokalem, z zapadającymi refrenami,
opowiadając w swoich pieśniach o mitach dotyczących Szkocji, gdzie
jest miejsce na bitwę, na smoki i inne elementy fantasy. Mamy więc
kolejny powód, dla którego warto sięgnąć po
debiutancki album GLORYHAMMER. Ich styl wyróżnia na tle
innych power metalowych zespołów jakie ostatnio się pojawiły
na rynku i z pewnością co przyciągnie uwagę nie jednego słuchacza
przed odtwarzacze cd to fakt, że zespół został założony
przez klawiszowca ALESTORM, a mianowicie Christoper Bowes. Nie ma
może tutaj folkowego zacięcia, ale ta melodyjność, przebojowość,
świetnie rozplanowane partie klawiszowe jak najbardziej tak.
Christopher stworzył ciekawy zespół, w którym jest
miejsce na epickość, bojowość, elementy fantasy, na melodyjność,
dynamiczność i przebojowość, a także na bogate wykonanie
kompozycji. Jednak GLORYHAMMER to nie tylko Christopher i pozostali
muzycy też sprawiają, że całość brzmi magicznie. Thomas
Winkler to wokalista świetnie pasujący do epic power metalu, bo
śpiewa zarówno podniośle, ale też zadziornie i z takim
dużym pokładem mocy. Maniera jego nieco przypomina HAZY HAMLET z
Brazylii, ponieważ tutaj też jest takie balansowanie między
operowym śpiewaniem a heavy metalowym, takim epickim. Partie
klawiszowe Christophera świetnie współgrają z partiami
gitarowymi Paula Templinga, który może nie jest jakimś
wirtuozem gitary, ale potrafi zagrać finezyjnie, lekko,
klimatycznie, trzymając się cały czas melodyjnego, epickiego
charakteru. Pod względem riffów, motywów dzieje się
na tym albumie całkiem sporo i wiele z tego budzi podziw. Sekcja
rytmiczna też niczym tutaj nie ustępuje i są świetne galopady i
urozmaicenia.
Świetna robota muzyków
to tylko część pozytywnych aspektów debiutanckiego albumu
GLORYHAMMER. Nie powinno nikogo zaskoczyć postawienie tutaj na
mocne, soczyste, krystaliczne czyste brzmienie, które
podkreśla bogate wykonanie kompozycji i różne smaczki,
detale, które pojawiają się w muzyce Brytyjczyków. Do
tego epicka, klimatyczna okładka, która działa niczym magnez
na słuchacza i aż się prosi o zapoznanie z zawartością.
Jak przystało na epicki
charakter całości, zaczyna się wszystko od epickiego „Anstruther's
Dark Prophecy”, który jest znakomitym wprowadzeniem,
pełnym napięcia, podniosłości, bojowej melodii i czeka się tylko
na mocne uderzenie. „The Unicorn Invasion of Dundee” to
kawałek energiczny, rytmiczny, przebojowy i tutaj jest i melodyjny
riff, chwytliwy refren i jest to wszystko co jest niezbędne w power
metalu. Znaczącą rolę odgrywa w tym wszystkim klimatyczne,
melodyjne partie klawiszowe. W gitarach słychać nawet coś z
MANOWAR, słychać też nieco rocka oraz przede wszystkim melodyjny
power metal. Przebojowy „Angus Mcfife” melodyjnie kojarzy
się z FREEDOM CALL i to tym z najlepszych płyt. Utwór
wyróżnia się nie tylko pod względem melodyjności, ale
także pod względem bojowego charakteru i podniosłego refrenu,
który kojarzy się nieco z FREEDOM CALL i HAMMERFALL.
Stonowane tempo, perkusja dająca znak jakbyśmy szli na bolę bitwy
czynią „Quest For the Hammer of Glory” znakomitą pieśnią
bitewną nieco w stylu MANOWAR. Power metal w stylu RHAPSODY czy
STRATOVARIUS słychać w energicznym „Magic Dragon” ,
żywiołowym „Amulet of Justice”, czy w melodyjnym,
instrumentalnym „Beneath Cowdenbeath”. Nie mogło
zabraknąć romantycznej, łapiącej za serce ballady, a taką jest
tutaj „Silent Tears of Frozen Princess”. Bojową,
podniosłą pieśnią zagrzewającą do bitwy jest tutaj „Hail
To Crail”. Skoro jest to
epicki power metal to nie powinno nikogo zdziwić pojawienie się
tutaj 10 minutowego kolosa w postaci „The Epic rage of
furious thunder” i jest
tutaj spokój, podniosłość, emocje, jest i wściekłość,
szybkość i trzeba przyznać, że jest to znakomity kawałek o
rozbudowanej formie z kilkoma smaczkami. Jako bonus mamy „Wizards”,
który potwierdza znakomitość tego debiutującego zespołu.
Szukacie
definicji epickiego power metalu? Stylu muzycznego gdzie jest
melodyjny, dynamiczny, przebojowy power metal, z podniosłym i
bojowym wokalem, z ostrymi, pomysłowymi partiami gitarowymi i
rozpędzoną sekcją rytmiczną, gdzie króluje epicka, bojowa
tematyka? Znajdziecie ją na tym albumie GLORYHAMMER. Niesamowity
debiut i pokazanie jak się gra prawdziwy epicki power metal i jest
to póki co jeden z najciekawszych power metalowych albumów
tego roku i jeden z ciekawszych albumów epickiego metalu
ostatniej dekady. Miecze w górę wojownicy metalu, pora złożyć
hołd prawdziwemu dziełu epickiego power metalu.
Ocena:
9.5/10
Ładna niespodzianka ten debiut.Naprawdę very good.
OdpowiedzUsuńPrawie ominąłem to wydawnictwo a tu takie fajne melodije jednak jeszcze idzie nagrać dobry power który nie wqrwia po 3 utworze i z ciekawością czeka się na kolejny kawałek i zkażdym następnym morda bardziej sie cieszy.
OdpowiedzUsuń