Strony

piątek, 8 marca 2013

IRON SAVIOR - Iron Savior (1997)

W latach 90 nastąpił wysyp power metalowych kapel, zwłaszcza tych o tematyce fantasy, z rycerskim klimatem i mocnym uderzeniem. Co raz więcej takich kapel się rodziło w całej Europie, z naciskiem na kraje skandynawskie czy też Włochy. Niemiecka scena miała w owym czasie wiele znakomitych zespołów, które w dziedzinie power metalu zdobyły renomę i sławę po wszech czasy. GAMMA RAY, HELLOWEEN, czy BLIND GUARDIAN to zespoły, które rozdawały karty jeśli chodzi o power metal i nie tylko w swoim kraju. Jednak potrzebny był nowy zawodnik w tej dziedzinie, nowa marka, który uzyska podobny status i wniesie lekki powiew świeżości. Taki powiew świeżości wniósł IRON SAVIOR, który dał podstawy pod nową jakość melodyjnego speed/power metalu.

IRON SAVIOR wyróżnił się na tle innych zespołów i przykuł uwagę fanów melodyjnego grania i tych co lubią wyżej wymienione zespoły. Jednym z głównych powodów, które wyróżniały ów zespół i łączył go z takimi tuzami jak HELLOWEEN czy BLIND GUARDIAN to sam skład, który można określić śmiało jako „dream team”. IRON SAVIOR został założony w 1996 roku i składało się na niego trzech muzyków, którzy zarejestrowali album „Iron Savior”, który ukazał się w 1997 r. Kim byli ci muzycy? Kai Hansen – bóg power metalu, lider GAMMA RAY, były członek HELLOWEEN, Thomen Stauch – perkusista BLIND GUARDIAN i Piet Sielck – który bez wątpienia jest liderem IRON SAVIOR od samego początku. Główny kompozytor, wokalista, gitarzysta, basista i producent. Kim jest Piet? Fani HELLOWEEN i znawcy całej historii tego zespołu powinni kojarzyć tą osobę, bo właśnie to Piet wraz z Kaiem tworzył SECOND HELL czy IRON FIST, które były wcześniejszymi formami HELLOWEEN. Drogi muzyków potem jednak się rozstały, gdzie Kai tworzył w HELLOWEEN a potem w GAMMA RAY, jednak potem postanowili coś razem zagrać i tak się o to spotkali w IRON SAVIOR. Czym jeszcze zespół się wyróżniał na tle innych? Z pewnością pomysłem na tematykę utworów i tutaj nie ma żadnych smoków, rycerzy czy innych oklepanych tematów, jest za to tematyka s-f, które jest bardzo złożona, ale głównie opowiada o statku „Iron savior”, który ma ochraniać starożytną cywilizację Atlantis przed obcymi. Poza ciekawą tematyką zespół IRON SAVIOR wyróżnił się stylem, który był poniekąd wypadkową GAMMA RAY – melodyjność, przebojowość, dynamika i zadziorność z BLIND GUARDIAN, jednak wszystko jakby ostrzejsze, mocniejsze, pojawiają się elementy kwadratowego niemieckiego heavy metalu lat 80 i to jest znak rozpoznawczy tego zespołu, podobnie jak lekka chropowatość czy surowizna. Do tego dochodzi rozpoznawalne brzmienie i produkcja Pieta Sielcka, która również stała się taką rozpoznawalną cechą. Debiutancki album „Iron Savior” to dzieło dopieszczone, przemyślane, ale też pojawiają się pewne nie dociągnięcia w sferze kompozycyjnej, jednak mimo to materiał jest energiczny i przebojowy.

Zaczyna się klimatycznie i dość podniośle bo od intra w postaci „The Arrival” i tutaj już słychać, że nie ma mowy o kopii GAMMA RAY czy HELLOWEEN, choć pewne cechy są wspólne dla tych kapel. Ostre gitary wygrywane przez znakomity duet Sielck/ Hansen, dominująca momentami nad tym wszystkim mocarna perkusja Thomena, tworzącą odpowiednią dynamikę no i przebojowość godna GAMMA RAY to cechy, które dominują niemal w większości utworów, a zwłaszcza w ostrym „Atlantis Falling”, dynamicznym „Brave New World” czy przebojowym, przesiąkniętym JUDAS PRIEST „Iron savior”, które są mocnymi kawałkami i nie bez powodu są wliczane do klasyków tego zespołu. Słychać wpływy muzyków, którzy mają swoje macierzyste kapele i słychać choćby wpływy Kaia Hansena, tą jego przebojowość, zwłaszcza w refrenach, jednak nie jest to GAMMA RAY, bo wokal Pieta jest inny. Drapieżniejszy, nieco toporniejszy, cięższy i mroczniejszy, ale czy lepszym to już kwestia gustu. W pełni oddający styl zespołu jest szybki, rozpędzony „Riding on Fire” , który będzie wyznacznikiem tego co zespół będzie grał na późniejszych płytach. Kolejny przebój i prawdziwy killer, szkoda tylko że potem tempo nieco siada. Ballada w postaci „Break It Up” z linią wokalną Kai jest co najwyżej dobra i nie ma szału. Lekki, taki nieco rockowy jest „Assailant” z znakomitymi partiami gitarowymi i zwłaszcza finezyjne, takie lekkie solówki zapadają w pamięci. Ciężki riff, mocna fala uderzeniowa połączona z nieco rockowym refrenem są ozdobą „Children Of Wasteland” i znów JUDAS PRIEST daje o sobie znać w melodyjnym „Protect The Law”. Czym jeszcze przykuwa uwagę debiutancki album? Z pewnością występem gościnnym Dirka Schlachtera i Hansiego Kurscha, który zaśpiewał w nieco bardziej rozbudowanym „For The world” i nie, nie jest to kompozycja w stylu BLIND GUARDIAN. Wśród najlepszych utworów jest miejsce oczywiście dla „Watcher In the Sky” autorstwa Pieta i Kaia i więcej takich kompozycji chciałoby się słyszeć na tym debiutanckim albumie. Prawdziwa perełka i znakomite wyważenie między tym ciężarem, mocnym, ostrym graniem, a lekkością i przebojowością. Utwór też znalazł się na płycie GAMMA RAY.

Iron savior” to istotny album niemieckiej sceny speed/power metalowej, który wniósł pewien powiew świeżości w roku 1997, gdzie można połączyć toporność, surowość, chropowatość, z przebojowością i melodyjnością. Trzej znakomici muzycy stworzyli znakomity album, jednak nie jest to perfekcja, bo jest kilka nie dociągnięć w niektórych utworach, ale jednak wciąż jest to znakomity album, znakomitego zespołu. Po prostu wstyd nie znać.

P.s Dziękuje mojej kochanej dziewczynie za zaopatrzenie mnie w oryginał :*

Ocena: 9/10

2 komentarze:

  1. Klasyka IS i power metalu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bez żartów...bo co? Bo Hansen?
    Typowe przeciętniactwo, z którego grupa nigdy się nie wybiła. 5/10, w porywach 6, więcej się nie da.

    OdpowiedzUsuń