W latach 90 nastąpił
wysyp power metalowych kapel, zwłaszcza tych o tematyce fantasy, z
rycerskim klimatem i mocnym uderzeniem. Co raz więcej takich kapel
się rodziło w całej Europie, z naciskiem na kraje skandynawskie
czy też Włochy. Niemiecka scena miała w owym czasie wiele
znakomitych zespołów, które w dziedzinie power metalu
zdobyły renomę i sławę po wszech czasy. GAMMA RAY, HELLOWEEN, czy
BLIND GUARDIAN to zespoły, które rozdawały karty jeśli
chodzi o power metal i nie tylko w swoim kraju. Jednak potrzebny był
nowy zawodnik w tej dziedzinie, nowa marka, który uzyska
podobny status i wniesie lekki powiew świeżości. Taki powiew
świeżości wniósł IRON SAVIOR, który dał podstawy
pod nową jakość melodyjnego speed/power metalu.
IRON SAVIOR wyróżnił
się na tle innych zespołów i przykuł uwagę fanów
melodyjnego grania i tych co lubią wyżej wymienione zespoły.
Jednym z głównych powodów, które wyróżniały
ów zespół i łączył go z takimi tuzami jak HELLOWEEN
czy BLIND GUARDIAN to sam skład, który można określić
śmiało jako „dream team”. IRON SAVIOR został założony w 1996
roku i składało się na niego trzech muzyków, którzy
zarejestrowali album „Iron Savior”, który ukazał się w
1997 r. Kim byli ci muzycy? Kai Hansen – bóg power metalu,
lider GAMMA RAY, były członek HELLOWEEN, Thomen Stauch –
perkusista BLIND GUARDIAN i Piet Sielck – który bez
wątpienia jest liderem IRON SAVIOR od samego początku. Główny
kompozytor, wokalista, gitarzysta, basista i producent. Kim jest
Piet? Fani HELLOWEEN i znawcy całej historii tego zespołu powinni
kojarzyć tą osobę, bo właśnie to Piet wraz z Kaiem tworzył
SECOND HELL czy IRON FIST, które były wcześniejszymi formami
HELLOWEEN. Drogi muzyków potem jednak się rozstały, gdzie
Kai tworzył w HELLOWEEN a potem w GAMMA RAY, jednak potem
postanowili coś razem zagrać i tak się o to spotkali w IRON
SAVIOR. Czym jeszcze zespół się wyróżniał na tle
innych? Z pewnością pomysłem na tematykę utworów i tutaj
nie ma żadnych smoków, rycerzy czy innych oklepanych tematów,
jest za to tematyka s-f, które jest bardzo złożona, ale
głównie opowiada o statku „Iron savior”, który ma
ochraniać starożytną cywilizację Atlantis przed obcymi. Poza
ciekawą tematyką zespół IRON SAVIOR wyróżnił się
stylem, który był poniekąd wypadkową GAMMA RAY –
melodyjność, przebojowość, dynamika i zadziorność z BLIND
GUARDIAN, jednak wszystko jakby ostrzejsze, mocniejsze, pojawiają
się elementy kwadratowego niemieckiego heavy metalu lat 80 i to jest
znak rozpoznawczy tego zespołu, podobnie jak lekka chropowatość
czy surowizna. Do tego dochodzi rozpoznawalne brzmienie i produkcja
Pieta Sielcka, która również stała się taką
rozpoznawalną cechą. Debiutancki album „Iron Savior” to dzieło
dopieszczone, przemyślane, ale też pojawiają się pewne nie
dociągnięcia w sferze kompozycyjnej, jednak mimo to materiał jest
energiczny i przebojowy.
Zaczyna się klimatycznie
i dość podniośle bo od intra w postaci „The Arrival” i tutaj
już słychać, że nie ma mowy o kopii GAMMA RAY czy HELLOWEEN, choć
pewne cechy są wspólne dla tych kapel. Ostre gitary wygrywane
przez znakomity duet Sielck/ Hansen, dominująca momentami nad tym
wszystkim mocarna perkusja Thomena, tworzącą odpowiednią dynamikę
no i przebojowość godna GAMMA RAY to cechy, które dominują
niemal w większości utworów, a zwłaszcza w ostrym „Atlantis
Falling”, dynamicznym „Brave New World” czy
przebojowym, przesiąkniętym JUDAS PRIEST „Iron savior”,
które są mocnymi kawałkami i nie bez powodu są wliczane do
klasyków tego zespołu. Słychać wpływy muzyków,
którzy mają swoje macierzyste kapele i słychać choćby
wpływy Kaia Hansena, tą jego przebojowość, zwłaszcza w
refrenach, jednak nie jest to GAMMA RAY, bo wokal Pieta jest inny.
Drapieżniejszy, nieco toporniejszy, cięższy i mroczniejszy, ale
czy lepszym to już kwestia gustu. W pełni oddający styl zespołu
jest szybki, rozpędzony „Riding on Fire” , który
będzie wyznacznikiem tego co zespół będzie grał na
późniejszych płytach. Kolejny przebój i prawdziwy
killer, szkoda tylko że potem tempo nieco siada. Ballada w postaci
„Break It Up” z
linią wokalną Kai jest co najwyżej dobra i nie ma szału. Lekki,
taki nieco rockowy jest „Assailant”
z znakomitymi partiami gitarowymi i zwłaszcza finezyjne, takie
lekkie solówki zapadają w pamięci. Ciężki riff, mocna fala
uderzeniowa połączona z nieco rockowym refrenem są ozdobą
„Children Of Wasteland”
i znów JUDAS PRIEST daje o sobie znać w melodyjnym „Protect
The Law”. Czym jeszcze
przykuwa uwagę debiutancki album? Z pewnością występem gościnnym
Dirka Schlachtera i Hansiego Kurscha, który zaśpiewał w
nieco bardziej rozbudowanym „For The world”
i nie, nie jest to kompozycja w stylu BLIND GUARDIAN. Wśród
najlepszych utworów jest miejsce oczywiście dla „Watcher
In the Sky” autorstwa Pieta i
Kaia i więcej takich kompozycji chciałoby się słyszeć na tym
debiutanckim albumie. Prawdziwa perełka i znakomite wyważenie
między tym ciężarem, mocnym, ostrym graniem, a lekkością i
przebojowością. Utwór też znalazł się na płycie GAMMA
RAY.
„Iron
savior” to istotny album niemieckiej sceny speed/power metalowej,
który wniósł pewien powiew świeżości w roku 1997,
gdzie można połączyć toporność, surowość, chropowatość, z
przebojowością i melodyjnością. Trzej znakomici muzycy stworzyli
znakomity album, jednak nie jest to perfekcja, bo jest kilka nie
dociągnięć w niektórych utworach, ale jednak wciąż jest
to znakomity album, znakomitego zespołu. Po prostu wstyd nie znać.
P.s
Dziękuje mojej kochanej dziewczynie za zaopatrzenie mnie w oryginał
:*
Ocena:
9/10
Klasyka IS i power metalu.
OdpowiedzUsuńBez żartów...bo co? Bo Hansen?
OdpowiedzUsuńTypowe przeciętniactwo, z którego grupa nigdy się nie wybiła. 5/10, w porywach 6, więcej się nie da.