Running Wild jest jeden i choć może to być solowy projekt Rolfa, może to być zespół który nagrywa albumy typu "Shadowmaker", ale właśnie za to wszyscy kochamy Running Wild. Za pomysłowość Rolfa, za to że mimo jasno określonej stylistyki też nie raz potrafi zaskoczyć. W zasadzie każdy album Running Wild to inna przygoda i z każdej można czerpać radość. Ciężko jest na pewno konkurować z takim zespołem, zwłaszcza jeśli chce się w iść ślady Running Wild, który wiele osiągnął i już jest wśród kultowych kapel. Szwedzki geniusz, multi instrumentalista Ced Forsberg nie odpuszcza i na dobre zagościł w metalowym światku ze swoim projektem muzycznym pod nazwą Blazon Stone, który jest dedykowany fanom Running Wild. Pomysłów ma pełno co zresztą pokazał, a każdy z nich jest na wagę złota. Potrafi z łatwością przywołać czasy "Blazon Stone", Pile of Skulls", czy "Black Hand Inn". To jest spory atut, zwłaszcza że Running Wild już tak nie gra jak kiedyś. Jednak ciężko w Blazon Stone o świeżość, o jakieś większe urozmaicenie. Jeśli komuś nie przeszkadza w kółko granie tego samego i w takim samym szybkim tempie, ten będzie zachwycony Blazon Stone, a także nowym dziełem o nazwie "Down in The Dark". Jeśli ktoś szuka urozmaicenia i jakiś epickich dźwięków ten może poczuć się zawiedziony. Ced nagrał w sumie 5 albumów pod szyldem Blazon Stone. Pierwszy album to był szok i nie dowierzanie, że można tak jeszcze grać. "Return to port royal" to taki ukłon w stronę "Port Royal" czy "death or glory". Potem był "No sign of Glory", który miał coś z "Blazon stone". Najbardziej epicki i urozmaicony okazał się "War of the Roses". Zaś "Down in the dark" to gratka dla fanów "Black Hand inn" czy "Pile of skulls". To jest spory atut, zwłaszcza że wciąż na wokalu jest świetny Erik Forsberg, który dał czadu już na poprzednim albumie oraz na mini epce.
Brakowało mi na okładkach Blazon Stone piratów, takiego pirackiego klimatu i w końcu go dostałem. Okładka przypomina mi nieco okładkę singla "Lead or Gold". Brzmienie jest równie soczyste i dynamiczne jak na płytach Running Wild, tak więc można śmiało odpłynąć myśląc, że w odtwarzaczu leci nowy krążek ekipy Rolfa. Najważniejsza jest jednak muzyka zawarta na płycie, a ta jak zawsze jest na wysokim poziomie. Mamy 12 w sumie zwartych kawałków, co daje nam 43 minuty muzyki.
Zaczyna się tak bardzo klasycznie bo od intra w postaci "The galleons Departure", który brzmi trochę jak "The Curse" z "Black Hand inn" i to jest bardzo dobry znak. Pierwsza petarda jaka wkracza to "Into Victory", który pod względem konstrukcji i samego riffu przypomina "Black Hand Inn". Jest ostro, melodyjnie i bardzo piracko. Ced zadbał o ciekawe partie gitarowe i chwytliwy refren. Nie ma może zaskoczenia, ale głód na taki stary dobry Running Wild wciąż jest, a Ced go zaspokaja w 100 %. Płytę promował z wielkim sukcesem tytułowy "Down in the Dark", który jest jednym z najlepszych kawałków jakie stworzył Ced z myślą o Blazon Stone. Utwór jest szybki, energiczny i bardzo chwytliwy. Refren po prostu tutaj wymiata i zapada na długo w pamięci. Skojarzenia z kultowym "Pile of Skulls" sa jak najbardziej na miejscu. To się nazywa prawdziwy geniusz i Ced znów zaskoczył swoją pomysłowością. "Hang, drawned and quarted" to żaden cover Running Wild, ale jedyny wolniejszy i bardziej klimatyczny kawałek na płycie. Konstrukcja tego kawałka przypomina nieco epicki "War and peace". Tutaj wykazuje się bez wątpienia świetny Erik, który brzmi jak Rolf z dawnych lat, a to kolejny plus Blazon Stone.W "Eagle warriors" zespół przypomina mi nieco Lonewolf, ale klimat można porównać do "Pile of Skulls". Nowy album jest wyjątkowo dynamiczny i postawiono na szybkie speed metalowe petardy. Bardzo przypadł mi do gustu bardziej rozbudowany "Tavern of the Damned", który zaczyna się akustyczną gitarą, a potem przeradza się w prawdziwy hit. Co może przykuwać uwagę to bardzo ciekawe partie gitarowe Ceda, choćby w sferze zwrotek. Mam wrażenie, że śrubki z napisem "Szybkość" zostają przykręcone jeszcze bardziej w rozpędzonym "Mercilles Pirate king", który znów zabiera nas w rejony "Pile of Skulls". Ced tutaj gra jak szalony i solówki są imponujące. Czy od geniusza muzycznego można się spodziewać czegoś innego? Na pewno ten kawałek, jak i reszta pokazują, że na tym albumie najlepiej funkcjonują chórki. Jest podniosłość i piracki klimat, który jest jeszcze bardziej podkreślony przez chórki, których gdzieś mi wcześniej brakowało. Nieco zaskakuje toporniejszy i bardziej heavy metalowy "Watery Graves", który brzmi nieco jak "The Soulless" i dobrze że Ced próbuje też grać w ten sposób, bo szybkie petardy to nie wszystko.Moje serce skradł jednak zupełnie inny utwór. Mowa o świetnym i pomysłowym "Rock Out". Tutaj Ced pozamiatał. Coś troszkę innego niż dotychczasowe kawałki. Właśnie czekałem na coś takiego. Wstęp brzmi jak nawiązanie do "Lonewolf", potem przeradza się w bardzo rytmiczny i taki skoczny utwór, w którym z łatwością można znaleźć elementy" Conquistadors" czy "Man in Black", które tak uwielbiam. Więcej takich kompozycji poproszę. To jest rozwiązanie jak nawiązywać do Running Wild, a przy tym nieco zaskoczyć. Dalej mamy energiczny i przebojowy "Bloody Inquisition", który ma coś z "Siberian Winter" czy "Black Hand inn". Znów wybuchowa mieszanka klasyków Running Wild. Murowany hit co zresztą słychać. Całość zamyka rozpędzony "Captain of the wild", który idealnie podsumowuje całość i pokazuje, że Ced może tworzyć te hity tak bez końca.
Ced dołączył nie tak dawno do the Storyteller, ma też Breitenhold, Mortyr, Cloven Altar, wspiera wiele młodych zespołów jak Roadhog czy Palantir, a w dodatku tworzy kolejne albumy Blazon Stone i to z wielką dbałością. Wiele twarzy ma Ced, ale w sercu gra mu klasyczny heavy/speed metal, a najlepiej się czuje w klimatach Running Wild, co nie raz udowodnił. Kolejny album Blazon Stone ujrzał światło dzienne i znów fani mają powód do radości. Oby ten sen się nie skończył, a Cedowi nie zabrakło pomysłów na kolejne albumy. Gdyby było więcej takich muzyków jak Ced świat byłby lepszy. Płyta z serii brać w ciemno!
Ocena: 10/10