Kiedyś to powstawały prawdziwe albumy koncertowe. Były emocje, klimat, żywa publika i można było poczuć się jakbyśmy uczestniczyli w danym wydarzeniu. Dzisiejsze albumy to zazwyczaj obdarte z emocji i prawdziwego klimatu wydawnictwa, w których dopracowania w studiu zabijają wszystko. "Imaginations Through The looking glass" i album cd w postaci "Live" jakie zgotował Blind Guardian w 2003 i 2004 r były i dalej są prawdziwym majstersztykiem. Blind Guardian przez ostatnie lata raczej nie rozpieszcza swoich fanów jeśli chodzi o wydawnictwa. 14 lat przyszło czekać na nowy album koncertowy, a nowe albumy studyjne ukazują się w odstępstwie 4-5 lat. Kiepska frekwencja. W 2015 roku światło dzienne ujrzał "Beyond the Red Mirror", który odniósł sukces komercyjny. Jest to bardziej progresywny i symfoniczny album. Nie jest to już ten Blind Guardian, który zasłynął z takich petard jak "Lost in the Twilight Hall" czy "Valhalla". Zespół ruszył w ogromną trasę i podczas tej trasy zaczęto nagrywać materiał na nowy album koncertowy. Nic dziwnego bo trasa cieszyła się sporym zainteresowaniem. "Live beyond the Sphere" to 3 płytowy album koncertowy, w którym zespół skompletował ciekawą setlistę, którą tworzą utwory z różnych momentów i miejsc podczas owej trasy.
Pomysł ciekawy, a jak z efektem? Cieszy na pewno spora ilość materiału i niektóre smaczki, ale nie jest to płyta idealna i na miarę "Live" z 2003r. Nie ma takiej energii, Hansi śpiewa łagodnie i jakoś tak bez ikry. Momentami jest to wszystko jakieś takie płaskie i ugrzecznione, a przecież ten zespół potrafi grać agresywnie i z wykopem. Tutaj zaczynają się mieszane uczucia, bo album jest solidny i słucha się naprawdę przyjemnie. Jednak nie jest to ta klasa co kiedyś. Cieszy mnie, że mamy utwory z różnych etapów kariery i że gdzieś w tym wszystkim, że publika dobrze się bawiła.
Na pewno dobrze na żywo wypada rozbudowany i progresywny "
The Ninth Wave", który pochodzi z "Beyond the red Mirror". Kiedy pierwszy raz usłyszałem ten kawałek, to jakoś mi nie podszedł do końca. Bardziej zyskał na żywo podczas koncertu w Warszawie. Cieszy fakt pojawienia się petardy
"Banish From Sanctuary", ale właśnie tutaj słychać, że brakuje mocy i tego pazura co kiedyś było słychać. Nawet wokal Hansiego jest jakiś taki bez werwy i zadziorności. Nie mogło zabraknąć klimatycznego "
Nightfall", który zawsze sprawdza się na koncertach. Publika zawsze ożywa przy tym utworze.Z nowej płyty na pewno na uwagę zasługuje "
Prophecies" , który zachwyca przebojowością i podniosłym charakterem. Bardzo koncertowy kawałek. Z power metalowych petard pojawia się też
"Tanelorn" i jest to jeden z mocniejszych punktów płyty.
"The last Candle" to jeden z moich ulubionych kawałków z mojej ulubionej płyty Blind Guardian. Pierwszą płytę zamyka kolos w postaci "
and then there was the silence".
Drugą płytę otwiera "
The lord of The Rings", czyli kultowa ballada Blind Guardian, która zawsze jest mile widziana przez publikę. Jeden z fajniejszych momentów, kiedy publika śpiewa razem z Hansim. Dobrze, że brzmienie nie zagłuszyło tego efektu całkowicie.
"Fly" wzięty z koncertu w Warszawie wypada równie dobrze. Najlepszy kawałek z "A twist in the myth" i dzieje się sporo podczas tego kawałka. Kolejną petardą jest nieśmiertelny "
Lost in the Twilight Hall" i w końcu zaczyna się coś dziać i jest pożądany power metal. Nie mogło zabraknąć magicznego
"Imaginations from the other side", ale znów można odnieść wrażenie, że to nie to co kiedyś. Szkoda, że ucięto intro do "
Into the Storm", ale i tak utwór się broni. Z najnowszego dzieła nie mogło zabraknąć energicznego "
Twilight of the Gods", który zachwyca mocnym riffem i wciągającym refrenem. Drugi krążek zamyka mocny
"And the story ends", który wyróżnia się mrocznym klimatem.
Trzeci album zaczyna się rozbudowanym i melodyjnym
"Sacred Worlds", w którym naprawdę sporo się dzieje. Najpiękniejszy moment to
"The bard songs (in the forest)", w którym publika dominuje i chyba fajnie byłoby gdyby Hansi mniej śpie kawał, a więcej publika. Pięknie to brzmi. Prawdziwy koncert na żywo. Ciężko sobie wyobrazić koncert bardów bez killera w postaci "
Valhalla". Jeden z moich faworytów z całej twórczości Niemiec. Na koniec mamy trzy jakże fantastyczne kawałki. Podniosły "
wheel of time", speed metalowy
"Majesty" i wielki hit zespołu jaki jest "
mirror mirror".
Można narzekać, że jest to wydawnictwo dalekie od ideału i momentami jest dalekim od starych koncertów, ale ma też kilka plusów. Dobra zabawa, ciekawa setlista, zbiór utworów z różnych okresów, również z ostatnich dzieł. Jak ktoś nie miał do czynienia z Blind guardian, to może śmiało sięgnąć po ten album koncertowy. Może nie jest to album koncertowy na miarę tych klasyków z lat 90 czy 80, ale płyta uwieczniła rozmach trasy promującej "Beyond the red mirror" i frajdę fanów podczas uczestniczenia w tym wielkim wydarzeniu. To chyba najważniejsze.
Ocena:
8/10