Heavy
Metal każdy grać może, jeden lepiej jeden gorzej, ale taka już
dzisiaj to wygląda, wystarcza dobre studio, średnie pojęcie o
graniu i już można coś zmącić, nie liczą się umiejętności
jak kiedyś, a tylko to jak potrafisz skleić to wszystko. Ostatnio
natknąłem się na szwedzki zespół o nazwie TRIAL.
Szwedzką kapelę można zaliczyć do grona kapel typu PORTRAIT,
czyli nowej fali heavy metalu nawiązującej do heavy metalu z lat
80. jednak poziom nie ten, wykonanie, aranżacje o kilka klas też
niższe. Tych kapel grających pod lata 80 się ostatnio na tworzyło
sporo i sporo z nich trzyma wysoki poziom, tak więc poprzeczka jest
wysoko ustanowiono i debiutancki album TRIAL „ The
Primordial Temple” nie
przebija jej i nie sięga do grona tych wydawnictw które
zaliczam do wybornych. Tutaj nie chodzi już nawet o wtórność,
ale o to co prezentuje zespół w kompozycjach, o ich
wykonanie, aranżacje, o to w jaki sposób przemycają stare,
ograne patenty, motywy, to w jakiej formie jest opakowany ten sam
produkt, no i muszę przyznać nie powalają umiejętności muzyków
ani ich pomysłowość na kompozycje.
Melodie
są i to nie podlega dyskusji, już w otwierającym „Flaming
Fate” je słyszymy i
właściwie każda kompozycja je posiada, ale jakość ich,
pomysłowość, autentyczność, czy też świeżość. Nie ma
zaskoczenia, a umiejętności muzyków też co najwyżej
przeciętne. Duet gitarzystów Ellstrom/ Johnsson którzy
grają monotonnie, bez jakiegoś przekonania, bez zrywu i to wszystko
jest przeciętne jak dla mnie. Partie gitarowe nie różnią
się zbytnio od siebie, brakuje w tym wszystkim energii, pomysłu na
ciekawe wykonanie. Już przy „Witches”
zaczyna się odczuwać pewne zmęczenie materiału i
zdezorganizowanie. Przez cały album przynudza nie tylko sfera
gitarowa czy rytmiczna, ale również popisy wokalisty L.
Johanssona, który nie ma ani charyzmy, ani ognia, śpiewa
monotonnie co tylko pogłębia bezradność zespołu i ich przeciętny
poziom grania, który od początku do końca jest jednostajny i
bez większego zaangażowania. Jednym z takich ciekawszych momentów
na płycie jest rytmiczny „The Primordial Temple”
który nawiązuje pod względem sekcji rytmicznej i
melodyjności do twórczości IRON MAIDEN. Ciekawą linię
melodyjną i dobrze rozegrane solówki w podobnej konwencji ma
„ Progenies of the Avenger” i
bez wątpienia te dwa utwory dowodzą, że dynamiki jest jakby
najlepszym sposobem na stworzenie coś ciekawego, wszelkie inne formy
kończą się klęską. Niczego sobie jest też melodyjny i
energiczny 'The Sorceress' Command'
który również zbudowany jest na chwytliwym motywie
wzorowanym na IRON MAIDEN, z tym że poziom muzyki nie ten i bardziej
to można zakwalifikować do rzemiosła, który jest dobrze
zagrana i to wszystko. Apogeum nudy sięga w kolosie „Phosphoros”
który trwa 13 minut, co jak na ten zespół i jego styl
jest lekką przesadą. I można było spokojnie to streścić do 4
minut. Sporo motywów, melodii, z których nic nie
wynika. Idealny przykład, jak zespół słabo sobie radzi z
pomysłem na utwory i jak przeciętne aranżacje
Bardzo
łatwo przychodzą na myśl wady związku z albumem TRIAL. Niezbyt
dobra produkcja, przeciętne umiejętności muzyków, które
nie zapewniają odpowiedniego poziomu muzyki. Kompozycje są nudne,
przewidywalne imało atrakcyjne dla ucha. Jest granie na jedno kopyto
i bez większego zaangażowania. Nie wróżę temu zespołowi
wielkiej kariery i być może tak jak szybko się pojawili, tak
szybko znikną?
Ocena
: 2.5/10