Mroczny
power metal z wpływami JAG PANZER, QUEENSRYCHE , a także
skandynawskiego metalu zabrzmiało zachęcająco kiedy natrafiłem na
grecki DREAM WEAVER.
I tak zaczęło się zapoznawanie z historią zespołu, która
jest obszerna. Najważniejsze informacje postaram się przytoczyć, a
po więcej informacji zapraszam do ich oficjalnych stron. Zespół
został założony w 1990 roku z inicjatywy gitarzysty George
Zacharoglou i wokalisty Dimitri Marcou, w 1992 roku nagrali dwa
utwory w ramach dema, w 1995 wydali pierwsze już oficjalne demo,
przez kolejne lata zespół koncertował, wydawał dema,
zmieniał się skład zespołu zachowując trzon w postaci tych dwóch
muzyków, aż w końcu przyszedł czas na debiutancki album w
postaci „Words Carved Within” w 2003 roku. Materiał na następny
album był gotowy w 2008 roku, jednak prace się przedłuży znacznie
dłużej, bo w momencie skończenie prac, pojawił się pomysł
zatrudnienia drugiego gitarzysty, a mianowicie Kostasa Fitosa.
Kolejna zmiana personalna miała miejsce w 2011 roku kiedy pojawił
się nowy basista, a mianowicie Jim Fytopoulos i po tylu latach w
końcu zespół wydał swój drugi album czyli
„Mythreal”. Jeśli
kocha się mroczną atmosferę, nieco dziwne melodie, progresywne
zacięcie to może ktoś łaskawszym okiem spojrzy na ten materiał.
Ja niestety dostrzegłem więcej wad niż zalet.
Poza
dobrą produkcją, ciekawym wokalem to nie potrafię przytoczyć
więcej plusów. Może jeszcze dorzucę tutaj otwierający
„Elemental Kingdom”
który ma dość ciekawą melodię, jest utrzymany w dość
dynamicznej konwencji i przede wszystkich jest słyszalny ten power
metal. Materiał jest jednostajny, bez pomysłu, brakuje czegoś co
przykuje uwagę. Jest mroczny klimat, progresywne zacięcie, ale to
trochę za mało, żeby mnie przekonać. Za mało się dzieje w
utworach, tak jak np. w „Atlantis”
jest ciekawa melodia, ale wszystko jest źle rozwiązane, brakuje
dynamiki i ognia. Podobnym syndromem cechuje się również
„End Of Time”.
Dobrze wykonany jest bez wątpienia oprócz otwieracza taki
„Evil Saints”
który pokazuje że można grać nieco lepiej, choć tutaj
brakuje przebojowego charakteru. Reszta nie zasługuje na
jakiekolwiek wspomnienie w niniejszej recenzji.
Niby
pomysł na granie jest, niby ma być miks heavy/power i progresywnego
grania, niby są muzycy co grać potrafią, niby wszystko jest
potrzebne aby nagrać dobry album a mimo to nie idzie osiągnąć
tego celu. Chybione pomysły, brak weny, brak ciekawych aranżacji i
wszystko jest strasznie nudne i ciężko strawne. Jeden z tych
albumów, które należy omijać szerokim łukiem.
Ocena:
2.5/10
:O
OdpowiedzUsuń