Fifth Angel czy Iron Angel to takie świeże przykłady, że stare, zapomniane kapele z lat 80 mogą się odnaleźć we współczesnym rynku heavy metalowym. Wretch to kolejna amerykańska kapela, która działała już w latach 80, jednak nie umiała się przebić. W 2006 r dopiero wydali swój pierwszy album, a teraz po roku przerwy ma się pojawić w marcu ich 4 album zatytułowany "Man or Machine". Jak ktoś pokochał ten zespół za przebojowość, dynamikę i klasyczne patenty jakie ukazali w "The hunt" to z pewnością polubi najnowsze dzieło amerykanów. Płyta brzmi bardzo oldschoolowo i nie chodzi już tylko o samo mocne, zadziorne brzmienie. Kompozycje zostały skomponowane z myślą o fanach Attacker, Fifth Angel czy Metal Church. Styl w jakim band się obraca to przede wszystkim US heavy/power metal, choć nie brakuje też patentów wyjętych choćby z NWOBHM. Klasyczne riffy, duża dawka dynamiki to jest to co znajdziemy na tym krążku, choć band dostarcza nam sporo przebojów, które potrafią od razu zapaść w pamięci. Znów to zrobili. Mamy kolejny mocny album w ich dyskografii.
Wretch to przede wszystkim charyzmatyczny Juan Ricardo, który nadaje całości odpowiedniego amerykańskiego charakteru i to on jest tutaj jakby na pierwszym planie. Trzeba przyznać, że niezłe show robią gitarzyści. Fani starych, klasycznych pojedynków gitarowych spod znaku choćby Judas Priest będą w siódmym niebie. Micheal i Nick dają czadu i słychać że jest pasja i zgranie. Brakowało mi takich popisów gitarowych. Przecież bez tego ani rusz w heavy/power metalu.
Znów wretch pozytywnie zaskoczył. Na takie albumy warto czekać. Jest agresja, jest oldschoolowy materiał i nowoczesne brzmienie. Znakomita płyta, która pokazuje jak powinien brzmieć power metal w amerykańskim wydaniu. Nie można pominąć w marcu premiery nowego dzieła Wretch.
Ocena: 9/10