Jednym
z metalowych odkryć roku 2012 był bez wątpienia amerykański
Huntress, w którym śpiewa charyzmatyczna wokalistka Jill
Janus. Kapela ta założona w 2007 roku dała się poznać za sprawą
udanego debiutanckiego albumu „Speel Eater”. Charyzmatyczna
wokalistka w połączeniu z agresywnym wydźwiękiem, z mocną sekcją
rytmiczną i zadziornymi, melodyjnymi partiami gitarowymi dały udany
debiut, który wzbudził zainteresowanie kapelą. Mamy rok 2013
i drugi album amerykańskiego zespołu ujrzał światło dzienne.
„Satrbound Beast” nie do końca spełnił oczekiwania, jakie były
postawione.
Uleciała
agresja, bez kompromisowość, wykorzystywanie elementów
ocierających się pod thrash/black metal. Pozostała dbałość o
szczegóły, dopracowanie pod względem technicznym, co
potwierdza frontowa okładka i mocne, mięsiste brzmienie, które
podkreśla fakt, że zespół ceni sobie pracowitość i
dbałość o jakość. Wszystko pięknie tylko w tym wszystkim można
dostrzec pewne kosmetyczne zmiany. Nacisk na mroczny, nieco
psychodeliczny klimat, który nasuwa twórczość Black
Sabbath. Również można dostrzec zmiany stylistyczne,
związane z porzuceniem brutalności, cech związanych z thrash/black
metalem na rzecz bardziej heavy metalowego grania. Więcj
rytmiczności, stonowanych dźwięków, więcej łagodności,
tajemniczości, mniej agresji, przebojowości, dynamiki. Taka zmiana
nie do końca mnie przekonuje w przypadku nowego albumu. Materiał
jest przez to jakby mniej zaskakujący, mniej porywający i
zapadający w pamięci. Całość ma wyraz bardziej monotonny i mniej
chwytliwy. Na co warto zwrócić uwagę? Z pewnością na
melodyjny „Blood Sister”,
nieco hard rockowy „Destroy Your Life”.
W przypadku tytułowego „Starbound Beast”
można wychwycić patenty Judas Priest i Black Sabbath. Takim utworem
znakomicie oddającym charakter debiutanckiego albumu, stylu do
jakiego przyzwyczaił zespół jest tutaj „Zenith”.
Najlepszy utwór na płycie, ale to jest moje zdanie. Fani
power metalowego charakteru powinni również zwrócić
na „Receiver”.
Próby stworzenia bardziej złożonego utworu w postaci „Alpha
Tauri” można zaliczyć
raczej do nieudanych. Zespół nie kryje swoich inspiracji
Judas Priest, nawet potwierdza to nagrywając cover w postaci
„Running wild”.
Nie
mówię że płyta jest słaba, bo jest to solidny kawał heavy
metalu. Jednak nie jest to ten agresywny, energiczny Huntress znany
mi z debiutanckiego albumu. Każdy kto lubi heavy metal i kobiecy
wokal powinien posłuchać tego krążka we własnym zakresie. Dobry
zabijać czasu, o którym za kilka miesięcy nikt nie będzie
pamiętał.
Ocena:
5.5/10