poniedziałek, 25 marca 2013

CULT OF FOX - Angelsbane (2013)

W tym roku heavy metal obdarował nas naprawdę świetnymi albumy i wystarczyć tylko spojrzeć na nowe wydawnictwa SAXON, ENFORCER czy ATTACKER, żeby się przekonać o tym stanie rzeczy. Jednak na tym nie kończy się, bo wychodzą kolejne jakże udane albumy z muzyką heavy metalową i znakomitym tego przykładem jest nowy album CULT OF FOX zatytułowany „Angelsbane”, który ma się ukazać w kwietniu. Dzięki współpracy z wytwórnią Rock It up Records miałem możliwość wcześniejszego zapoznania się z tym krążkiem i swoje odczucia, przemyślenia postaram się umieścić w niniejszej recenzji.

Zanim skupię się na samym albumie chciałbym nieco przybliżyć wam sam zespół. CULT OF FOX to szwedzki zespół heavy metalowy, który został założony w 2007 roku i w tym samym roku zaprezentował swoje pierwsze demo w postaci „Kitsunetsuki”. Rok później pojawiło się kolejne demo, a mianowicie „The Power we Serve” i w 2011 roku zespół wydał swój debiutancki album „A vov of vengeance” i po dwóch czas na nowy krążek, z nową porcją heavy metalu, energicznego, z mocną, techniczną sekcją rytmiczną, mrocznym klimatem, ostrymi, drapieżnymi partiami gitarowymi Erika Walberga, który łączy finezję, lekkość, melodyjność z ciężarem i drapieżności, czy też z wyróżniającym się specyficznym wokalem Magnusa Hultmana.

„Angelsbane” to album, który zbudowany jest w oparciu o powyższe elementy i piętnuje je z znakomitym skutkiem. One przyczyniają się w pewnym stopniu, że ten album zasługuje na uwagę fanów heavy metalu. Drugi album szwedzkiej formacji jest bardziej dopracowany zarówno od strony technicznej jak i kompozytorskiej. Brzmienie nieco przybrudzone, z nieco mrocznym klimatem, ale również bardzo solidne i dopieszczone pod względem detali. Pod względem kompozytorskim album też brzmi znacznie ciekawej niż poprzednik. Kompozycje bardziej dopracowane, bardziej dojrzałe, energiczne, ostre i oddające to co najlepsze w heavy metalu. Jaki rodzaj heavy metalu zespół preferuje? Jakie wpływy usłyszymy? Z czym się kojarzy muzyka zawarta na drugim albumie? Cóż wszystkie pytania sprowadzają się do takich kapel jak PORTRAIT, IN SOLITUDE, ICED EARTH, czy MERCYFUL FATE i fani tych kapel z pewnością będą zainteresowani tym wydawnictwem. Jak ktoś nie jest dalej zainteresowany, to może goście w postaci Christian Lindell (PORTRAIT), Kenneth Jonsson (TAD MOROSE, TORCH), czy Mattias Nilsson (SOILWORK) kogoś przekona do zapoznania się z tym wydawnictwem?

Jak wspomniałem wcześniej szwedzki zespół nagrał album bardziej dojrzały pod względem kompozycyjnym i czas się skupić na tym co zawiera „Angelsbane”. Mocne uderzenie na otwarcie albumu? Czemu nie i „Angelsbane” jest ciężki, mroczny, stonowany, z wyraźnymi wpływami MERCYFUL FATE i nawet wokalista czasami stara się piszczeć niczym King Diamond. Wokalista Magnus ma ciekawą manierę, taką dość specyficzną, może nie powala pod względem techniki, ale ma sobie to coś, co go wyróżnia, co nadaję całości odpowiedniego wymiaru. Nieco szybciej, bardziej melodyjniej jest w „Nine Ones”, który podkreśla jak biegle przechodzi między motywami gitarowymi Erik Walberg, który stara się połączyć ciężar heavy metalu z finezją i lekkością rocka, co przykuwa uwagę. Do tego jego gra jest bardzo dobra zarówno pod względem rytmiki,jak i techniki. Ta lekkość, pomysłowość gitarzysty daje się w znaki w kolejnych utworach, w tym i „Throne Of Skulls” świetnie to ukazuje, a nawet potwierdza fakt, że zespół nie ma większych problemów z stworzeniem przeboju. Nie zabrakło też epickiego kawałka, przesiąkniętego true heavy metalem w stylu MANOWAR, z równie bojowym charakter i „Rising Flames” to prawdziwa perełka. Ocieranie się o power metal też tutaj występuje co słychać w energicznym „Ready For Eternity” i jest to dowód na to, że zespół potrafi być elastyczny i potrafi nieco urozmaicić materiał w obrębie ostrego grania. Dla fanów łagodnych dźwięków, spokojnego tempa i rockowych, ciepłych melodii jest klimatyczna ballada w postaci „Winter came Silent” , który jest popisem talentu gitarzysty, który wygra bardzo miłą dla ucha solówkę, która zbudowana jest na lekkości i finezji, prawdziwa magia. Nieco progresji wdziera się w stonowany „Black Magic”, ale też jest to ciekawa kompozycja o dość mrocznym ładunku emocjonalnym. Rytmy na miarę PRIMAL FEAR słychać w dynamicznym „My wrath Unleashed”, który po raz kolejny pokazuje dobre wykorzystanie patentów z gatunku power metal. Nieco słabszy się wydaje rockowy „The Fire” z nieco doomowy klimatem. Całość zamyka rozbudowany „The Divine Kill”, który w rzeczy samej zabija melodyjnością i aranżacjami.

Ten młody szwedzki zespół zaskoczył w tym roku, no bo kto by się spodziewał, że ta kapela będzie wstanie nagrać taki mocny, agresywny album, oddający to co najlepsze w heavy metalu, jednocześnie zbliżający się do poziomu płyt tych najlepszych zespołów jak SAXON? „Angelsbane” to album dopracowany, przemyślany, bez wad, bez wypełniaczy, z mocną sekcją rytmiczną, agresywnym brzmieniem i masą ciekawych melodii. Jedno z tych pozytywniejszych zaskoczeń roku 2013. Gorąco polecam!

Ocena: 8.5/10


Płytę przesłuchałem dzięki uprzejmości :

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz