Wszyscy znamy White
Wizzard czyli kapelę grającą heavy metal w stylu lat 80 i ta
kapela odniosła spory sukces jakby nie patrzeć. Warto jednak
wspomnieć o tym, że w Belgii powstał zespół o podobnej
nazwie, a mianowicie Założony w 2008 roku Wizz Wizzard to kapela
złożona z doświadczonych muzyków sceny metalowej, którzy
od lat grają muzykę z pogranicza heavy metalu/ hard rocka i w tym
roku kapela wydała swój debiutancki album „Tears From
The Moon”, który każdy fan tradycyjnego grania, lat 80
i takich kapel jak Iron Maiden, Judas Priest, czy Saxon powinien
posłuchać.
Belgijska formacja jakby
zapatrzona w inne kapele spod skrzydła wytwórni płytowej
Mausoleum omija wszelkiego rodzaju kombinowania, eksperymenty z
nowymi patentami, stawiając na proste chwytliwe melodie, niezbyt
wyszukane riffy, motywy, na energiczne, żywiołowe solówki,
na przebojowość i nie udają wcale, że czerpią garściami z
starych kapel jak choćby Iron Maiden, Warlock, Saxon. Choć Wizz
Wizzard brzmi jak wiele zespołów, choć niczym się nie
wyróżnia, to jednak potrafi zainteresować słuchacza,
potrafi go zauroczyć, a wszystko właściwie dzięki samym
kompozycjom i muzykom, którzy mimo faktu, że nie są
geniuszami ani specami od technicznego grania, jednak znają się na
solidności i atrakcyjnym graniu. Duża rolę odegrała tutaj praca
duetu Smb/ Sluize, który stawia na prostotę i melodyjność,
a te dają o sobie znać niemal przez cały album. To nie mało
wyrazista sekcja rytmiczna, to nie mało wyrazisty, specyficzny wokal
Wizza są tu atrakcją i motorem napędowym, ale właśnie gra
gitarzystów. Zespół właściwie radzi sobie z bardziej
rozbudowanymi kompozycjami jak „Six Feet Under”, z
wolniejszymi mrocznymi utworami typu „Hidden Paradise”
czy rytmicznym graniem z elementami NWOBHM tak jak w „Vampires
In The Valley” gdzie słychać wpływy Saxon. Najlepszymi
utworami na płycie są bez wątpienia „Tears Of The moon”
z wpływami Iron Maiden oraz energiczny „Insanity”
gdzie sekcja nawiązuje do Black Sabbath. Zespół kipi energią
i czerpie radość z grania, a najlepiej to uchwycono w koncertowych
kawałkach „ Motorhead” i „Crazy Wizzard”.
Nie usłyszycie tutaj wypełniaczy.
„Tears Of the Moom”
to debiut godny uwagi fanów heavy metalu lat 80, słuchaczy
którzy cenią sobie proste, melodyjne granie, bez większego
kombinowania, a nutka hard rockowego feelingu sprawia, że album
brzmi jeszcze lepiej i atrakcyjniej.
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz