Rok
1984 to właśnie wtedy ukazał się jeden z najważniejszych
wydawnictw brytyjskiego heavy metalu, to właśnie w tym roku został
wydany debiutancki album Cloven Hoof, który został
zatytułowany po prostu „Clooven Hoof”.
Na tym albumie zespół
pokazał, że identyfikuje się z brytyjską sceną metalową, z
przedstawicielami NWOBHM, z twórczością Saxon, Iron Maiden
czy Judas Priest, jednak postanowił postawić na nieco inną
stylistykę. Słychać zwłaszcza w mrocznym, przybrudzonym brzmienie
jak i po aranżacjach, że zespół jest pod wielkim wpływem
amerykańskich kapel heavy/power metalowych w stylu Attacker i wielu
innych tego typu kapel. Okultystyczna i mroczna tematyka z kolei
przypomina Mercyful Fate, co też wyróżnia Cloven Hoof na tle
innych kapel brytyjskich. Debiutanckie wydawnictwo podkreśliło, że
zespół jest dobrze zgrany, ma dobre pomysły i zna się na
rzeczy. David Potter (woda) wykazał się zadziornym, specyficznym
wokalem, który nadawał całości oryginalności i wyróżniało
na tle innych kapel. Budząca grozę sekcja rytmiczna, z dynamiczną
perkusją Kevinna Poutneya (ziemia) i mrocznym basem Lee Payne'a
(powietrze). A wszystko wzmocnione grą Steve'a Roundsa (ogień),
który może nie był specjalistą od technicznego grania, ale
potrafił zagrać ostre, zadziorne partie gitarowe, które były
melodyjne, agresywne i pełne finezji. Dzięki tym cechom debiutancki
album „Cloven Hoof” szybko stał się klasykiem brytyjskiego
heavy metalu. Nie można było mówić tutaj o graniu na jedno
kopytu ani też o monotonii, ponieważ każda kompozycja starała się
urozmaicić ową zawartość. Pojawiły się dwie rozbudowane, pełne
różnych zawirowań, atrakcyjnych melodii, zwolnień i
smaczków, co wyróżniały je na tle innych i mam tutaj
na myśli otwierający „Cloven Hoof”,
oraz zamykający „Return Of Passover”,
które podkreślają, że zespół stara się przemycić
kilka elementów NWOBHM. Przebojowy „Nightstalker”
wyróżnia się chwytliwym refrenem i zapędami pod Judas
Priest. Odesłanie do NWOBHM i pierwszego albumu Iron Maiden można
usłyszeć w fantastycznym instrumentalnym „March
of The Damned”,
który jest jednym z jaśniejszych punktów na płycie
podobnie zresztą jak epicki „The Gate Of
Gehenna”.
Na płycie nie zabrakło też rockowego akcentu, czego przykładem
jest „Crack The Whip”
w którym słychać wpływy Krokus czy też Accept. Gdzieś
pomiędzy tymi kawałkami należy umieścić melodyjny „Laying Down
The Law”.
Nie ma słabych tutaj utworów, a całość
dopracowana i wyrównana. Jeden z najlepszych albumów
brytyjskiego heavy metalu lat 80 i to najlepsza rekomendacja dla tego
wydawnictwa.
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz