Strony

sobota, 11 maja 2013

CLOVEN HOOF - Eye Of The Sun (2006)




I tak kilkanaście lat było cicho o Cloven Hoof, aż w roku 2001 lider zespołu – Lee Payne zaczął zbierać ludzi do nowego składu Cloven Hoof. W nowym wcieleniu miał się znaleźć Andy Wood, ale nie udało się go przekonać i powodem mogły być sprawy z przeszłości. Reaktywowany Cloven Hoof skupiał nowych muzyków i tylko Lee Payne został ze starego składu. Poza nim w Cloven Hoof znaleźli się Matt Moreton na wokalu, Andy Shortland na gitarze i Lynch Radinsky na perkusji. W 2004 roku w takim składzie Cloven Hoof dał koncert na festiwalu Keep It True w 2004 roku. W takim składzie został nagrany album „Eye Of the Sun”, który był owocem owej reaktywacji.

 Inne czasy, inni ludzie, jednak mimo pewnych zmian słychać, że jest to dalej Cloven Hoof, solidny, pełen pomysłów i zaangażowania. Przede wszystkim jest to dalej zespół grający heavy/power metal choć tym razem Cloven Hoof postanowił brzmieć nieco bardziej agresywniej, brutalniej, czy też nowocześniej. Może nie do końca udany efekt, ale mimo wszystko udało się nagrać solidny album utrzymany w stylizacji heavy/ power metalowej z pewnymi elementami thrash metalu. Tom Galley zajął się produkcją i słychać, że jest to kawał dobrej roboty, bo jest ciężar, agresja i mrok. W tym samym kierunku podążają też muzycy, wokalista śpiewa drapieżnie i stara się zapewnić brutalność kompozycjom. Sekcja rytmiczna urozmaicona ale i tak pełna agresji i dynamika, zaś gitarzysta Andy Shortland nie bawi się w jakieś wyszukane melodie, ani oryginalne motywy, stawia na zadziorność i agresję. Partie gitarowe proste i utrzymane w konwencji heavy/power metalowej z elementami thrash metalu może się podobać, aczkolwiek nie wyróżnia się to niczym specjalnym, to też zespół brzmi na tym albumie nie jak jeden z nie wielu tylko jak jeden z wielu. Mimo wszystko „Eye Of The Sun” to solidny album z dużą dawką melodyjnych, dynamicznych kawałków i udało się utrzymać równy poziom, co też jest mocnym atutem tego wydawnictwa. Owe elementy thrash metalu słychać już w otwierającym „Inquisitor”. Bardziej melodyjny wydaje się być „Eye Of The Sun”, który pierwotnie znalazł się na „Fighting Back”.Progresywne zacięcie „Cyberworld” godne uwagi, ale sam utwór nie należy do tych o których będzie się wspominać. Jest kilka momentów, że brzmi to średnio, ale jest kilka solidnych utworów jak choćby rozbudowany „Angels In Hell” czy szybki „Absolute Power”, które podkreślają, że w zespole wciąż drzemie power metalowy duch, aczkolwiek został on wyparty przez heavy metalową naturę zespołu. Warty uwagi jest tez klimatyczny Kiss Of evil” czy też melodyjny „Whore of Babylon”. 

Płyta ma swoje przebłyski, ma swoje momenty, tak samo i kawałki godne uwagi, ale mimo solidnego grania, jest kilka słabszych utworów przez co album z pewnością jest najgorszym w historii zespołu i nie udało się nawiązać do poziomu wcześniejszych wydawnictw. Szkoda.

Ocena: 5.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz