I
tak kilkanaście lat było cicho o Cloven Hoof, aż w roku 2001 lider
zespołu – Lee Payne zaczął zbierać ludzi do nowego składu
Cloven Hoof. W nowym wcieleniu miał się znaleźć Andy Wood, ale
nie udało się go przekonać i powodem mogły być sprawy z
przeszłości. Reaktywowany Cloven Hoof skupiał nowych muzyków
i tylko Lee Payne został ze starego składu. Poza nim w Cloven Hoof
znaleźli się Matt Moreton na wokalu, Andy Shortland na gitarze i
Lynch Radinsky na perkusji. W 2004 roku w takim składzie Cloven
Hoof dał koncert na festiwalu Keep It True w 2004 roku. W takim
składzie został nagrany album „Eye
Of the Sun”,
który był owocem owej reaktywacji.
Inne czasy, inni ludzie,
jednak mimo pewnych zmian słychać, że jest to dalej Cloven Hoof,
solidny, pełen pomysłów i zaangażowania. Przede wszystkim
jest to dalej zespół grający heavy/power metal choć tym
razem Cloven Hoof postanowił brzmieć nieco bardziej agresywniej,
brutalniej, czy też nowocześniej. Może nie do końca udany efekt,
ale mimo wszystko udało się nagrać solidny album utrzymany w
stylizacji heavy/ power metalowej z pewnymi elementami thrash metalu.
Tom Galley zajął się produkcją i słychać, że jest to kawał
dobrej roboty, bo jest ciężar, agresja i mrok. W tym samym kierunku
podążają też muzycy, wokalista śpiewa drapieżnie i stara się
zapewnić brutalność kompozycjom. Sekcja rytmiczna urozmaicona ale
i tak pełna agresji i dynamika, zaś gitarzysta Andy Shortland nie
bawi się w jakieś wyszukane melodie, ani oryginalne motywy, stawia
na zadziorność i agresję. Partie gitarowe proste i utrzymane w
konwencji heavy/power metalowej z elementami thrash metalu może się
podobać, aczkolwiek nie wyróżnia się to niczym specjalnym,
to też zespół brzmi na tym albumie nie jak jeden z nie wielu
tylko jak jeden z wielu. Mimo wszystko „Eye Of The Sun” to
solidny album z dużą dawką melodyjnych, dynamicznych kawałków
i udało się utrzymać równy poziom, co też jest mocnym
atutem tego wydawnictwa. Owe elementy thrash metalu słychać już w
otwierającym „Inquisitor”.
Bardziej melodyjny wydaje się być „Eye Of The
Sun”,
który pierwotnie znalazł się na „Fighting
Back”.Progresywne zacięcie „Cyberworld”
godne uwagi, ale sam utwór nie należy do tych o których
będzie się wspominać. Jest kilka momentów, że brzmi to
średnio, ale jest kilka solidnych utworów jak choćby
rozbudowany „Angels In Hell”
czy szybki „Absolute Power”,
które podkreślają, że w zespole wciąż drzemie power
metalowy duch, aczkolwiek został on wyparty przez heavy metalową
naturę zespołu. Warty uwagi jest tez klimatyczny „Kiss
Of evil” czy
też melodyjny „Whore of Babylon”.
Płyta ma swoje przebłyski, ma swoje momenty, tak samo i kawałki
godne uwagi, ale mimo solidnego grania, jest kilka słabszych utworów
przez co album z pewnością jest najgorszym w historii zespołu i
nie udało się nawiązać do poziomu wcześniejszych wydawnictw.
Szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz