Nikt nie chce trafić do
piekła, do krainy cierpienia i wiecznego potępienia, a jednak w
przypadku heavy metalu ten temat świetnie się sprawdza. Wiele
zespołów stara się zahaczyć o to miejsce, o piekło, które
w metalu jest tematem rzeką. Swoją wizję piekła ma legenda heavy
metalu, a mianowicie Anvil. Kanadyjska formacja powstała w 1978 i
zasłużyła na miano legendarnej i nic już tego nie zmieni, nawet
słabszy album. Skoro mowa o albumach to warto zwrócić uwagę
na fakt, że zespół w 2013 roku powraca z nowym krążkiem
zatytułowanym „Hope In Hell” , który oczywiście przenosi
nas znowu do najgorętszego miejsca które się zwie piekło.
Piekło według Anvil to
miejsce, które jest powtarzającym się koszmarem, tkwienie w
tym co się wcześniej wypracowało, tak więc obce jest tutaj
oczywiście jakieś nowatorskie podejście do tematu. Nowe patenty,
świeże pomysły czy oryginalność, to cechy, których nie
uświadczymy na „Hope In Hell”. Jednak czy naprawdę ktoś by od
Anvil oczekiwał czegoś innego niż miksu hard rocka i heavy metalu?
Jest to jak najbardziej płyta doświadczonych muzyków, jednak
debiut nowego basisty którym został Sal Italiano. Mocne,lecz
surowe i nieco przybrudzona produkcja świetnie współgra z
ostrymi, ciężkimi, stonowanymi riffami. Ten styl świetnie zostaje
podkreślony w „Call Of Duty” opowiadającym o
armii, czy „Mankind machine” dotyczącym inwazji
maszyn. Jeśli chodzi o inspiracje muzyczne to nie brakuje wyraźnych
wpływów Judas Priest czy Motorhead. Płyta sama w sobie mimo
nawiązań do lat 80 nie powala na kolana i wszystko właściwie leży
po stronie utworów, które są dobre i tylko dobre.
Steve Lips Kudlow robi swoje zarówno jako gitarzysta jak i
wokalista, jednak na poprzednim albumie był w lepszej formie. Co
ciekawe były też ciekawsze pomysły na utwory i aranżacje. Tutaj
wszystko przelatuje i nie wiele zostaje w pamięci. Już otwierający
„Hope In Hell” świetnie pokazuje, że wszystko
brzmi metalowo, ale brakuje werwy, ognia i przebojowości, która
była charakterystyczna choćby na „Juggernaut
of Justice”. Jednak
pomówmy o kawałkach, które gotują nam prawdziwe
piekło. Temperaturę podgrzewa dynamiczny „Eat
Your Words”
czy „The Fight is Never Won”
z wyraźnymi wpływami Judas Priest. Utwory bardziej hard rockowe z
elementami Motorhead w postaci „Pay The Toll”
czy „Badass Rock'n roll”
również wpisują się do grona najlepszych kompozycji na
płycie. Materiał urozmaicony, ale nie równy i tylko 4
kompozycje sieją jakieś zniszczenie.
Macie
ochotę na wycieczkę do piekła zgotowanego przez legendę heavy
metalu – Anvil? Czy jesteście gotowi na mocny materiały utrzymany
w stylu lat 80? Jak tak to zapraszam do wysłuchania nowego albumu
„Hope In hell”. Jednak nie spodziewajcie się niezwykłej przygody i zniszczenia, bo to nie ta liga. Poziom średni, ale słuchalny. Jeśli jednak ktoś jest wybredny w tej kwestii i
nie opowiada się za prostym i mało wymagającym heavy metalem to
odsyłam do innych metalowych krążków.
Ocena:
5.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz