April 16 th co to za
nazwa dla kapeli heavy metalowej? Dość dziwna, ale zarazem
intrygująca. Tak udało mi się natknąć na zespół o
nazwie April 16 th. Jest to brytyjska formacja heavy metalowa
działająca w okresie 1985-1991 i choć nie był to jakiś długi
okres działania, to jednak udało się wydać kapeli jeden album w
postaci „Sleepwalking”. Dobry tytuł albumu, ciekawa, klimatyczna
okładka oraz intrygująca nazwa kapeli zachęciły mnie do
sięgnięcia po to wydawnictwo.
Na samym wstępie
przekonałem się, że zespół wyróżnia się na tle
innych wokalistą, który śpiewa czysto i nie zadaje sobie
trudu zmieniania charakteru choć na chwilę. Dave Russel swoim
wokalem przypomina Joe Lynn Turnera czy Iana Gillana z Deep Purple.
To akurat dobrze o nim świadczy, nawet jeśli jego wokal jest dość
komercyjny jak na takie granie. Tak zespół gra heavy metal,
choć nie trudno doszukać się w tym wszystkim hard rockowego
feelingu. Dobitnie o tym świadczy rytmiczny „She's Mean”,
który brzmi jak kawałek Deep Purple z okresu „Perfect
Strangers”. To mało znane wydawnictwo zasługuje na większe
zainteresowanie, a choćby ze względu na to co wygrywają Mills i
Harris. Ci gitarzyści nie wiedzą co to nuda i monotonność,
czerpią garściami z Deep Purple, Rainbow, jednocześnie nie stając
się marnym klonem. Dzięki ich grze płyta jest bardzo melodyjna i
zaskakująca jeśli chodzi o pomysły na utwory. Wystarczy posłuchać
przeboju w postaci „Rattlesnake” żeby się
przekonać o co mi chodzi. Otwieracz w postaci „Sleepwalking”
raczej zwiastuje hard rockowe granie przesiąknięte Def Leppard, ale
lekki „Let It Roll” pokazuje że zespół
jednak chce nawiązać do melodyjnego metalu tworzonego niegdyś
przez Ritchiego Blackmore'a. 7 minutowa ballada w postaci „Clapham
Wood” jest po prostu piękna i właśnie tego się oczekuje
od tego typu utworów. Słychać wpływy Scorpions, a przede
wszystkim Nazereth. „Illusion” i „Blood
Mary” przyozdobione są finezyjnymi solówkami, które
zauroczą najbardziej wymagających słuchaczy.
Brytyjskie brzmienie,
nawiązanie do korzeni w postaci brytyjskiego hard rocka które
słychać na debiutanckim albumie April 16 Th dobrze świadczą o
zespole i to przedkłada się na poziom prezentowanej muzyki. Choć
zespół nie zdobył sławy ani szerszego grona fanów,
to jednak płyta zasługuje na uwagę. Nie często słyszy się takie
pomysłowe riffy, taki ciepły i emocjonalny wokal czy finezyjne
solówki wzorowane na twórczości Ritchiego Blackmore;a.
Szkoda, ze kapela się rozpadła, no ale cóż konkurencja w
tamtym czasie nie spała. Gorąco polecam!
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz