Nazwa „Paronoia” jest
popularna jeśli chodzi o nazwy kapel i gdyby tak wpisać to słowo w
wyszukiwarkę to można być nieźle zdziwionym ile to przewinęło
się kapel o takiej nazwie. Nas jednak interesuje jedna, konkretna
formacja, a mianowicie japońska marka Paranoia, która została
założona w 1985 roku i zapisała się w kartach muzyki heavy
metalowej za sprawą bardzo udanego debiutu w postaci „Come From
Behind”.
Okładka tego wydawnictwa
bardziej nasuwa thrash metalowe płyty aniżeli heavy metalowe.
Wystarczy spojrzeć na jej wykonanie czy też klimat jaki z niej
emanuje. Japoński band Paranoia nie gra thrash metalu, choć wpływy
tego gatunku można uświadczyć w przybrudzonym brzmieniu, który
nadaje całości agresywności. Jaką muzykę więc prezentuje ten
zespół na swoim jedynym albumie? Heavy metal z domieszką
speed metalu. Co może się podobać w tej muzyce, to że zespół
nikogo bezczelnie nie kopiuje, choć słychać wpływy Ozziego
Osbourne'a czy Judas Priest. Zespół stawia na własne
pomysły i szczerość co procentuje w ostatecznym rozrachunku.
Materiał jest urozmaicony i dobrze wyważony. Pojawią się szybkie
kompozycje i tutaj mamy „Greeding Ruler” i „You
Get bad Blood and Change”. Dominują jednak stonowane i
rasowe heavy metalowe kawałki jak „Get Ahead” czy
„King Of The Night”. Gitarzysta Nao sprawnie
przechodzi między poszczególnymi motywami i słychać, że
jest sprawnym muzykiem, który zna się na rzeczy. „Killing
In Romance” pokazuje, że Nao potrafi zagrać czasami nieco
ciężej, mroczniej. W tym konkretnym utworze można doszukać się
wpływów Chastain. Najlepszym utworem jest tutaj marszowy
„Honest Promise”,
który nasuwa na myśl twórczość Udo i Accept. Album
jest krótki i trwa nie całe 37 minut, a całość zamyka
szybki „Revenger”, który ukazuje też talent
wokalisty Nova. Nie da się ukryć, że podciąga on poziom płyty,
bo to właśnie dzięki niemu kompozycje są agresywne i melodyjne.
W 1988 kapela się
rozpadła i po niej został tylko ten jakże udany debiut, który
każdy fan metalu powinien posłuchać. Nawet ci co nie lubią metal
grany przez japońców powinni tego posłuchać, bo jest to
kawał porządnego grania. Warto wspomnieć, że basista tej kapeli
zasilił potem skład X Japan. Pozycja obowiązkowa dla maniaków
heavy metalu z lat 80.
Ocena: 8/10
Świetny, mało znany krążek, do tego ta kiczowata, ale jakże piękna okładka :)
OdpowiedzUsuńAno mało znany:D Dlatego trzeba nieco nagłaśniać takie perełki. Choć brakuje czasu, żeby opisywać zarówno starocie jak i nowości :P
Usuń