Strony

środa, 19 marca 2014

DEAFENING SILENCE - Scapegoat of ignorance (2014)

Pamięta ktoś francuski band o nazwie Deafening Silence, który dał się poznać jako mało oryginalna kapela grająca na zwór Gamma Ray czy Helloween? Pamiętam ich całkiem udany debiut „Edge Of Life”, ale nie sądziłem że jeszcze o nich coś usłyszę. A jednak w tym roku zespół wydał całkiem po cichu swój trzeci krążek zatytułowany „Scapegoat Of Ignorance”.

Ostatni album tej kapeli ukazał się 7 lat temu, więc pojawiły się wątpliwości czy zespół jeszcze wie jak grać power metal. Z jednej strony dalej grają power metal taki powszechny i oklepany, ale to już nie jest to samo. Jasne jest i piękna okładka, mocne i dopieszczone brzmienie, a także kilka dobrych kompozycji, ale płyta nie jest już tak przebojowa i solidna jak debiut. Choć trzeba przyznać, że początek nowego albumu jest obiecujący. Mocny otwieracz w postaci „The Call” nasuwa na myśl nieco Gamma Ray, Helloween czy inne pokrewne zespoły i nawet zadbano tutaj o mocny riff. Bez wątpienia jest to jeden z ciekawszych utworów na płycie. Duet gitarzystów Palmieri/Corsale radzi sobie jak może, czasami bardziej stawiając na agresję i nowoczesność, tracąc na wiarygodności. „Death squads” pokazuje że znają się na rzeczy i potrafią grać, choć nie są na tyle ambitni żeby zachwycić nas ciekawymi pomysłami czy technicznymi solówkami. Co z tego, że „Under Siege” się ciekawie zaczyna, jak po chwili przeradza się w dość smętny i nijaki utwór. Heavy/power metal niskich lotów ot co. Wokalista Nicolas ma predyspozycje do bycia dobrym wokalistą co pokazuje w mocniejszym „Of Iron And Fire”, ale też w pełni tego nie wykorzystuje. Brzmi to tak jakby się oszczędzał. Wszelkie niedoskonałości zostają wyeksponowane w „The Last stand”. No żeby nagrać ciekawy długi i rozbudowany utwór co trwa 13 minut to trzeba się wykazać pomysłowością i determinacją. Tutaj tego nie słychać i mamy za to papkę, która najzwyczajniej w świecie nudzi. Dużo na tej płycie wypełniaczy i stonowanych utworów jak choćby „Epitaph” i jak dla mnie mogłoby ich w ogóle nie być. Do dobrych kawałków można zaliczyć „Soldier Of fortune” który przypomina dokonania Primal Fear.

Niestety, ale nie jest to udany powrót tej francuskiej formacji. Zabrakło wizji na ten album, a przede wszystkim słychać jakby album został nagrany na szybko, dla przypomnienia się tylko fanom że jest taki zespół. Ostateczny efekt jest niestety niezadowalający. Czy stać ten zespół na coś lepszego?Wątpię.

Ocena: 3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz