Strony

środa, 21 maja 2014

21 GUNS - Nothings Real (1997)

Na początku lat 90 powstał zespół o nazwie 21 guns i może nigdy nie zdobył ten band większego zainteresowania, ani też nigdy nie nagrał wybitnego dzieła. Ale fani Thin Lizzy, talentu Scotta Gorhama, a także melodyjnego hard rocka powinni bardziej być zainteresowani tym zespołem. 21 guns zostawił po sobie 3 wydawnictwa. Debiut nie odniósł większej sławy, zaś „Nothing Real”, który ukazał się w 1997 też niczego lepszego nie zaprezentował.

Zmiana wokalisty na Hansa Olava Solli też nie przyczyniła się do stylistycznych zmian. Nie miało to też wpływu na to by nagrać ciekawszy materiał. Od samego początku ta formacja trzyma się gatunków lżejszych, a więc AOR czy melodyjny hard rock. Choć pojawiały się tam gdzieś wpływy Thin Lizzy to jednak poziom muzyczny był znacznie niższy. Na drugim albumie 21 guns ukazał swoje wady i niedoskonałości. Brak pomysłu na ciekawe melodie, chaotyczne aranżacje czy nie trafione przeboje, to tylko część tych wad. Zastanawiające jest to, że mimo braku pomysłów zespół nagrał 16 kawałków na ten album. Niestety, ale 16 kawałków które w żaden sposób nie są atrakcyjne raczej można potraktować jako tortury aniżeli przyjemne spędzane czasu. Pierwsze utwory w postaci „No Soul” czy „Underground” ukazują jak niski poziom muzyczny prezentuje 21 guns. Popowe elementy jak się ukazują w „Come on in” też prezentują się słabo i nie przekonuje mnie to co zespół próbuje grać. Nie ma lekkości ani też przebojowości, bez której tutaj ani rusz. Przejawy ciekawego hard rockowego grania przesiąkniętego Deep Purple i Thin Lizzy można dopiero uświadczyć w „Nothings Real” i gdyby było więcej takich utworów to i płyta byłaby bardziej przyjazna dla ucha. Dobrze się też słucha „The Otherside”, który pokazuje że zespół jak chce to potrafi stworzyć ciekawą melodię, która odpręża. To byłoby na tyle jeśli chodzi o ciekawe kawałki i reszta pomimo starań Scotta brzmi nijako. Brakuje ciekawych popisów gitarowych i atrakcyjnych melodii. Wszystko poszło nie tak.

21 guns nie zdobył większej sławy, a ich albumy poszły w zapomnienie. Nie ma się czemu dziwić skoro grało się taki nijaki AOR, który nie chwytał za serce, nie ukazywał tego pięknego klimatu AOR. Krótko mówiąc szkoda czasu na „Nothings Real”.

Ocena: 2/10

P.s recenzja przeznaczona dla magazynu HMP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz