Jednym z najlepszych
thrash metalowych zespołów młodego pokolenia jest bez
wątpienia serbski Space Eater. Nazwa choć zaczerpnięta od utworu
Gamma Ray to jednak zespół power metalu nie gra. Dzisiaj to
już jest nieco inny zespół, złożony z innych ludzi,
grający troszkę inaczej.
Pamiętam ich debiut i to
w jaki sposób zaprezentowali melodyjną odmianę thrash
metalu, przesiąkniętą speed/power metalem. To sprawiało że byli
jedyni w swoim rodzaju i się wyróżniali na tle kolejnych
kopii Anthrax, Megadeth czy Exodus. Śmierć wokalisty Boska
Radisica odmieniła wszystko i przez ten cios Space Eater zmienił
się i musiał walczyć o przetrwanie. Kolejny album w postaci
„Aftershock” był oczywiście thrash metalowy, ale już nie był
tak magiczny i wyróżniający się co debiut. Ze starego
składu został basista Karlo Testen, reszta to już inni ludzie. 4
lata zajęło zespołowi zebranie się do kupy i ustabilizowania się
w tej niezbyt korzystnej sytuacji. Mimo wielu przeszkód udało
się w końcu wydać kolejny album, tym razem „Passing Throught the
fire to Molech” to jakby nie patrzeć krok na przód jeśli
chodzi o Space Eater. Ucierpiała w tej metamorfozie nieco ich
oryginalność, to będzie jedyny w swoim rodzaju. Upodobnili się do
wielu młodych kapel zapatrzonych w Bay Area. Melodia zeszła na
dalszy plan, teraz liczy się agresja, techniczne riffy, mocne
motywy, nieco przybrudzone brzmienie i zadziorny. Przypomina to
wszystko twórczość Exodus, Exciter, czy też Megadeth. Niby
nic odkrywczego, ale pokazuje że Space Eater potrafi się odnaleźć
w nowej skórze. Brzmią inaczej niż na debiucie, ale nie
można powiedzieć że jest to nudne i do bólu wtórne
granie, które zanudza słuchacza. Tutaj wyszedł naprawdę
dopieszczony materiał, który zadowoli nawet najbardziej
wymagających słuchaczy. Szybki i agresywny otwieracz „Unjagged”
pokazuje, że to już inny Space Eater. Teraz grają poważny,
brutalny i nieokiełznany thrash metal z naciskiem na jego techniczny
aspekt. W nowym obliczu zespołu sporą rolę odgrywa Tower. Musi
godzić funkcję gitarzysty i wokalisty, ale najważniejsze że robi
to z oddaniem i pasją. Jego wokal jest agresywny i bardziej
techniczny niż świętej pamięci Boska, co sprawia że kapela brzmi
dość podobnie do innych thrash metalowych formacji zapatrzony w Bay
Area. Niby minus, ale też jest w tym plus, bowiem kapela rozwija się
i chce prezentować muzykę bardziej dojrzałą. Stonowane tempo,
riff rodem z twórczości Kreator i tak o to „Passing
through The Fire to Molech” to prawdziwy killer
przesiąknięty niemieckim thrash metalem. Tower i Dorde stawiają na
szybkie, agresywne partie gitarowe, w których liczy się także
technika. Nie jest to żadna nowość, ale nie można im odmówić
zaangażowania i staranności. Ten aspekt został wyćwiczony i
dopracowany. „Daisy Cutter” eksponuje talent
gitarzystów i chemię która jest między nimi.
Właściwie płyta utrzymana jest w jednym tempie i może nieco
zagrana na jedno kopyto, ale to właśnie takie petardy jak „P.O.W”
, rozpędzony „A thousand Plagues” czy ostry niczym
brzytwa „Exhibition of Humanity” przesądzają o
mocy i atrakcyjności tej płyty. Najwięcej melodyjnego thrash
metalu z debiutu słychać w „Ninja Assasin”.
Słychać że to już
inny zespół, ale tak samo wartościowy jak na początku.
Więcej agresji i szybkości, przez co wyszedł naprawdę udany
album. Może nieco wtórny i podobny do konkurencji, ale z
pewnością jest to wartościowy krążek, który umacnia
pozycję zespołu. Fani „Aftershock” będą zadowoleni.
Ocena: 8/10
P.s Recenzja przeznaczona
dla magazynu HMP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz