Strony

sobota, 26 lipca 2014

AGGRESSOR - Release of Aggression (2013)

Bardzo popularną nazwą zespołu jest Aggressor i w wyszukiwarce można uzyskać kilka wyników. Większość z tego co uzyskujemy to właściwie kapele grające thrash czy death metal. Nic dziwnego, w końcu ta nazwa jest prosta i bardzo dobrze oddaje styl thrash metalu. Ciekawą propozycją okazuje się tutaj być meksykański Aggressor, który należy do grupy młodych kapel szukających swojego miejsca w muzycznym światku. Od ich debiutu „Release of Aggression” minął rok to jednak album ten nie stracił na swojej mocy i świeżości. W czym tkwi jego siła?

Przede wszystkim jest to album, który został nagrany przez zgranych muzyków, którzy dobrze się rozumieją, którzy wiedzą jak zadowolić fanów thrash metalu. Grają może prosty, wtórny i znanym nam wszystkim thrash metal rodem z płyt Kreator, Destruction czy Megadeth, ale ma to swój urok. Zwłaszcza, że grają prosto z serca, szczerze i sprawia im to wielką radość. Przy okazji odtwarzają nam lata 80 czy 90. Nawet przybrudzone brzmienie odgrywa tutaj swoją rolę, przybliżając nam jeszcze bardziej tamte czasy. Ciekawe logo kapeli, kolorystyczna okładka przypominające te z płyt Sodom sprawiają, że nie można się oprzeć ciekawości jak całość się prezentuje pod względem muzycznym. Album otwiera rozbudowany „Release of Aggression” który od razu zdradza, że mamy do czynienia z typowym thrash metalowym łojeniem. Jest szybkość, agresja, dbałość o techniczny aspekt, tak więc zespół niczego nie pominął. Meksykański Aggressor bardzo zapatrzony jest w niemiecki thrash metal i to do tego stopnia, że lider grupy Jack Daniel brzmi jak Mile Petrozza. Podobnie jak lider Kreator gra na gitarze i śpiewa. Wokalnie można dostrzec sporo podobieństw w manierze wokalnej i w stylu jakim obaj panowie śpiewają. Mocny riff, ostre wejście i szybko „Genetic Experiment” przeradza się w prawdziwą petardę. Właściwie album został zbudowany na tego typu utworach. „Crippled Justice” czy „Broken Ritual” pokazuje, że duet gitarowy w Aggressor potrafi nie tylko zaimponować agresywnością, ale i pomysłowością. Każdy utwór został oparty na melodyjnych i zadziornych motywach, które mogą się podobać. Można im zarzucić, że każdy utwór jest podobny do siebie, nieco zagrany na jedno kopyto, że brakuje elementu zaskoczenia. Ma to też swoje plusy, bowiem dostajemy 8 ostrych, czysto thrash metalowych utworów i nie ma tutaj miejsca na komercję, na nie potrzebne zwolnienia. Znów przypomina się nie jeden album Kreator. Bardziej urozmaicony riff dostajemy w „Social Virus”, który swoim nieco progresywnym charakterem przypomina dokonania Anthrax. Od początku do końca zespół stawia na szybkość, agresję i nic się nie zmienia w „Days of Rage”. Co ciekawe nawet cover Judas Priest w postaci „Painkiller” w pasował się do konstrukcji albumu.

Płyta skierowana do prawdziwych fanów thrash metalu, do maniaków tego gatunku. Każdy kto lubi Kreator, czy Destruction polubi od razu to co gra meksykański Aggressor, bez względu na to że nie grają niczego nowego, że grają nieco jakby na jedno kopyto. Można, a nawet trzeba im to darować, zwłaszcza że nie jeden będzie właśnie za tego typu graniem, gdzie od początku do końca dostajemy prawdziwe thrash metalowe łojenie. Takich płyt thrash metalowych też nigdy za dużo.

Ocena: 8/10

P.s podziękowanie dla Mario Gallardo za przesłanie materiału :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz