Strony

czwartek, 21 sierpnia 2014

VESTAL CLARET - The Cult of Vestal Claret (2014)

Doom metal nie zawsze musi się kończyć na ponurym klimacie i ciężkich, stonowanych riffach. Wcale tak nie musi to wyglądać. Jak ktoś lubi granie ws tylu takiego Grand Magus, ten z pewnością powinien posłuchać nowego wypieku amerykańskiej formacji Vestal Claret, która od 2005 roku szuka swojego miejsca na rynku muzycznym. W końcu po niezbyt przekonującym debiucie „”Bloodbath” Phil i Simon powracają z nowym albumem zatytułowanym „The Cult of Vestal Claret”, który jest żywym dowodem na to że można nagrać jeszcze ciekawy album w tym gatunku.

Zespół nie przygnębia słuchacza mrocznym klimatem i stroni też od wszelkich zbytecznych rozwiązań, stawiając na melodyjność i bardziej heavy metalowy wydźwięk. Usłyszymy tutaj Grand Magus, ale i fani Black Sabbath powinni być zadowoleni, zwłaszcza ci co mają słabość do ery Ozzy'ego. „Green Goat God” to właśnie jeden z licznych utworów, który oddaje właśnie ten styl, ten charakter i wszystko to co najlepsze w mieszance doom/heavy metal. Jest luz, jest bardziej wyszukany motyw, nieco mroczniejszy klimat i odpowiedni ładunek emocjonalny. Wszystko brzmi tak jak trzeba i nawet brzmienia odgrywa tutaj kluczową rolę, nie pozostawiając nam wątpliwości co do jakości owej płyty. Simon Tuozolli to człowiek który odpowiedzialny jest właściwie za całą warstwę instrumentalną i choć na jego barkach spoczywa ogromne brzemię, to wybrnął z tego dzielnie. Mamy urozmaicony materiał i można wyczuć solidność, gorzej już z oryginalnością czy pomysłowością. Wszystko już było i to wiele razy, dlatego muzyka może nie zachwyca tak jak powinna. Czasami zespół przesadza z wolnymi motywami, czasami wieję nudą, tak jak to jest w 16 minutowym „Black Priest”, ale nawet tutaj można wyłapać sporo dobrych momentów. Zwłaszcza jeśli szukamy finezyjnych i klimatycznych zagrywek gitarowych. Nie można też zapomnieć o Philu, który wokalnie nasuwa oczywiście formację Black Sabbath, ale też Ghost. To z kolei przedkłada się na klimat i jakość prezentowanej muzyki. Z płyty wyróżnia się nieco rockowy „The stranger”, czy energiczny „Never Say No Again”. Reszta również dobrze wypada, ale nie zapada tak w pamięci.

Ładna okładka przykuwa uwagę, no bo tematyka okultystyczna ma wciąż wzięcie i cieszy się zainteresowaniem w metalowym światku, jednak tym razem nie zostało to tak podane jakby co nie którzy chcieli. Jest klimat, ciekawy styl i dobra jakość prezentowanej muzyki, ale wygrywa tutaj wtórność i brak wyróżniających się utworów o których można by dłużej dyskutować. Jest dobrze, ale mogło być lepiej.

Ocena: 6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz