Doom metal nie zawsze
musi się kończyć na ponurym klimacie i ciężkich, stonowanych
riffach. Wcale tak nie musi to wyglądać. Jak ktoś lubi granie ws
tylu takiego Grand Magus, ten z pewnością powinien posłuchać
nowego wypieku amerykańskiej formacji Vestal Claret, która od
2005 roku szuka swojego miejsca na rynku muzycznym. W końcu po
niezbyt przekonującym debiucie „”Bloodbath” Phil i Simon
powracają z nowym albumem zatytułowanym „The Cult of Vestal
Claret”, który jest żywym dowodem na to że można nagrać
jeszcze ciekawy album w tym gatunku.
Zespół nie
przygnębia słuchacza mrocznym klimatem i stroni też od wszelkich
zbytecznych rozwiązań, stawiając na melodyjność i bardziej heavy
metalowy wydźwięk. Usłyszymy tutaj Grand Magus, ale i fani Black
Sabbath powinni być zadowoleni, zwłaszcza ci co mają słabość do
ery Ozzy'ego. „Green Goat God” to właśnie jeden z
licznych utworów, który oddaje właśnie ten styl, ten
charakter i wszystko to co najlepsze w mieszance doom/heavy metal.
Jest luz, jest bardziej wyszukany motyw, nieco mroczniejszy klimat i
odpowiedni ładunek emocjonalny. Wszystko brzmi tak jak trzeba i
nawet brzmienia odgrywa tutaj kluczową rolę, nie pozostawiając nam
wątpliwości co do jakości owej płyty. Simon Tuozolli to człowiek
który odpowiedzialny jest właściwie za całą warstwę
instrumentalną i choć na jego barkach spoczywa ogromne brzemię, to
wybrnął z tego dzielnie. Mamy urozmaicony materiał i można wyczuć
solidność, gorzej już z oryginalnością czy pomysłowością.
Wszystko już było i to wiele razy, dlatego muzyka może nie
zachwyca tak jak powinna. Czasami zespół przesadza z wolnymi
motywami, czasami wieję nudą, tak jak to jest w 16 minutowym „Black
Priest”, ale nawet tutaj można wyłapać sporo dobrych
momentów. Zwłaszcza jeśli szukamy finezyjnych i
klimatycznych zagrywek gitarowych. Nie można też zapomnieć o
Philu, który wokalnie nasuwa oczywiście formację Black
Sabbath, ale też Ghost. To z kolei przedkłada się na klimat i
jakość prezentowanej muzyki. Z płyty wyróżnia się nieco
rockowy „The stranger”, czy energiczny „Never
Say No Again”. Reszta również dobrze wypada, ale
nie zapada tak w pamięci.
Ładna okładka przykuwa
uwagę, no bo tematyka okultystyczna ma wciąż wzięcie i cieszy się
zainteresowaniem w metalowym światku, jednak tym razem nie zostało
to tak podane jakby co nie którzy chcieli. Jest klimat,
ciekawy styl i dobra jakość prezentowanej muzyki, ale wygrywa tutaj
wtórność i brak wyróżniających się utworów
o których można by dłużej dyskutować. Jest dobrze, ale
mogło być lepiej.
Ocena: 6.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz