Strony

piątek, 10 października 2014

RONNY MUNROE - Eletric Wake (2014)

Jednym z najlepszych wokalistów na rynku heavy metalowym, pomimo swojego wieku wciąż jest bez wątpienia Ronny Munroe, którego płyty zawsze cieszą się wielkim zainteresowaniem, zwłaszcza te wydane pod szyldem Metal Church. Nie można też w żadnym wypadku zapomnieć o jego solowej karierze w której również realizuje swoje bardziej autorskie pomysły. Wielkiej różnicy między solowymi płytami a tymi wydanymi pod szyldem Metal Church nie dostrzeżemy, to też często fani wyczekuję rozwinięcie pomysłów z Metal Church. Dość nie dawno metalowy kościół powrócił z nowym albumem w postaci „Generation Nothing” i pomimo upływu czasu trzeba przyznać, że był to solidny album który miał potencjał. Jednak nie został on w pełni wykorzystany, to też liczyłem na to że Ronny pokaże klasę i nagra ostry album w którym nie będzie takiej degustacji jak przy ostatnim wydawnictwie Metal Church. Kwestią czasu było pojawienie się następcy „Lords of The Edge”, ale „Eletric Wake” zawodzi i to jest dopiero niespodzianka. Jeszcze większą niespodzianką jest fakt, ze nowy album Ronniego przegrywa w starciu z „Generation Nothing”. Stylistycznie słychać podobieństwa i można bez większego problemu wyłapać analogiczne riffy, czy konstrukcję utworów. Na pewno z Metal Church został przerysowany mocny, agresywny wokal Ronniego, mocniejsze, amerykańskie brzmienie czy wreszcie ostrzejsze riffy które wygrywa nie kto inny jak Stu Marschall, który powinien nam być znany choćby z Death dealer. Muzycy doświadczeni i znają się na swojej robocie, a mimo to zawodzą. Materiał dopada nuda i to już przy samym starcie. „Burning Time” to czysty Metal Church i to może się podobać. Jest w tym agresja, odrobina mroku i nutka thrash metalu. Można było się pokusić o szybsze tempo, ale i bez tego utwór zasługuje na uwagę. No i przekombinowany „Ghost” psuje urok i to co zostało wypracowane przy otwieraczu. Wokal Ronniego to jedyna atrakcja nie tylko w tym utworze, ale i na całej płycie. Szkoda, że tło pozostawia wiele do życzenia. Nieporadność muzyków słychać dobitnie w „Turn To stone”. Ciężar i mrok to nie wszystko w amerykańskim heavy metalu. Nie brzmi to najlepiej, zwłaszcza że utwór został obdarty z melodyjności i chwytliwości. „My Shadow” to typowy średniak, który nie wiele wnosi, ale słucha się go przyjemnie. Ileż to było ballad zatytułowanych „Pray” ? Ronnie też pozwolił sobie na autorską balladę o takim tytule, tylko że nie jest ona godna uwagi. Zaczyna się klimatycznie, ale potem gdzieś ta atmosfera ulatuje i wieje nudą. Dawno, żaden album nie sprawił mi takiej męki podczas słuchania. Tyle kompozycji, ale brak urozmaicenia i ozdobienia ciekawymi motywami, sprawia że wszystko zlewa się w jedną całość. To z kolei determinuje fakt, że nie wiele się pamięta z słuchania. Może po prostu nie chce się pamiętać tak średniego i nijakiego heavy metalu, którego jedyną ozdobą jest wokal Ronniego? Ten album ma właściwie dwóch bohaterów. Jednym jest sam Munroe, którego wokal jest taki hipnotyzujący, a drugim jest utwór „The Others”, który promował ten album. Liczyłem na muzykę właśnie w takim stylu, ale się przeliczyłem. Szkoda bo utwór ma wszystko to co trzeba. Melodyjność, ciekawą, rozwiniętą solówkę i dobrą energię. Tego brakuje niestety pozostałej części „Eletric Wake”.

Ocena: 3.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz