Jednym z najlepszych
wokalistów na rynku heavy metalowym, pomimo swojego wieku
wciąż jest bez wątpienia Ronny Munroe, którego płyty
zawsze cieszą się wielkim zainteresowaniem, zwłaszcza te wydane
pod szyldem Metal Church. Nie można też w żadnym wypadku zapomnieć
o jego solowej karierze w której również realizuje
swoje bardziej autorskie pomysły. Wielkiej różnicy między
solowymi płytami a tymi wydanymi pod szyldem Metal Church nie
dostrzeżemy, to też często fani wyczekuję rozwinięcie pomysłów
z Metal Church. Dość nie dawno metalowy kościół powrócił
z nowym albumem w postaci „Generation Nothing” i pomimo upływu
czasu trzeba przyznać, że był to solidny album który miał
potencjał. Jednak nie został on w pełni wykorzystany, to też
liczyłem na to że Ronny pokaże klasę i nagra ostry album w którym
nie będzie takiej degustacji jak przy ostatnim wydawnictwie Metal
Church. Kwestią czasu było pojawienie się następcy „Lords of
The Edge”, ale „Eletric Wake” zawodzi i to jest dopiero
niespodzianka. Jeszcze większą niespodzianką jest fakt, ze nowy
album Ronniego przegrywa w starciu z „Generation Nothing”.
Stylistycznie słychać podobieństwa i można bez większego
problemu wyłapać analogiczne riffy, czy konstrukcję utworów.
Na pewno z Metal Church został przerysowany mocny, agresywny wokal
Ronniego, mocniejsze, amerykańskie brzmienie czy wreszcie ostrzejsze
riffy które wygrywa nie kto inny jak Stu Marschall, który
powinien nam być znany choćby z Death dealer. Muzycy doświadczeni
i znają się na swojej robocie, a mimo to zawodzą. Materiał dopada
nuda i to już przy samym starcie. „Burning Time”
to czysty Metal Church i to może się podobać. Jest w tym agresja,
odrobina mroku i nutka thrash metalu. Można było się pokusić o
szybsze tempo, ale i bez tego utwór zasługuje na uwagę. No i
przekombinowany „Ghost” psuje urok i to co zostało
wypracowane przy otwieraczu. Wokal Ronniego to jedyna atrakcja nie
tylko w tym utworze, ale i na całej płycie. Szkoda, że tło
pozostawia wiele do życzenia. Nieporadność muzyków słychać
dobitnie w „Turn To stone”. Ciężar i mrok to nie
wszystko w amerykańskim heavy metalu. Nie brzmi to najlepiej,
zwłaszcza że utwór został obdarty z melodyjności i
chwytliwości. „My Shadow” to typowy średniak,
który nie wiele wnosi, ale słucha się go przyjemnie. Ileż
to było ballad zatytułowanych „Pray” ? Ronnie też
pozwolił sobie na autorską balladę o takim tytule, tylko że nie
jest ona godna uwagi. Zaczyna się klimatycznie, ale potem gdzieś ta
atmosfera ulatuje i wieje nudą. Dawno, żaden album nie sprawił mi
takiej męki podczas słuchania. Tyle kompozycji, ale brak
urozmaicenia i ozdobienia ciekawymi motywami, sprawia że wszystko
zlewa się w jedną całość. To z kolei determinuje fakt, że nie
wiele się pamięta z słuchania. Może po prostu nie chce się
pamiętać tak średniego i nijakiego heavy metalu, którego
jedyną ozdobą jest wokal Ronniego? Ten album ma właściwie dwóch
bohaterów. Jednym jest sam Munroe, którego wokal jest
taki hipnotyzujący, a drugim jest utwór „The Others”,
który promował ten album. Liczyłem na muzykę właśnie w
takim stylu, ale się przeliczyłem. Szkoda bo utwór ma
wszystko to co trzeba. Melodyjność, ciekawą, rozwiniętą solówkę
i dobrą energię. Tego brakuje niestety pozostałej części
„Eletric Wake”.
Ocena: 3.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz