Strony

poniedziałek, 30 marca 2015

ZELARATH - The Claw of Aralez (2015)

Czy można w pojedynkę nagrać udany album? Czy nie mając większego doświadczenia i zespołu z prawdziwego zdarzenia można stworzyć dzieło, które będzie miłe w odsłuchu? Thom Aralez to młody człowiek, który uczęszczał do liceum im Norwida w Warszawie i grywał w Juggernaut, a teraz stworzył własne band, czy też bardziej można to określić jednoosobowy projekt muzyczny. Przyjął nazwę Zelarath i już w tym roku udało się skończyć pracę nad pierwszym albumem zatytułowanym „The Claw Of Aralez”. Jest to płyta skierowana do fanów mocniejszego, brutalniejszego grania, ale również miłośnicy ciekawych melodii mogą spokojnie sięgnąć po ten album, który Thom udostępnił do pobrania za darmo na swojej oficjalnej stronie.

Tyle tytułem wstępu. Sam album jak na debiut i jednoosobowy projekt wyróżnia się dość solidnym brzmieniem, które podkreśla agresję, ale zarazem sprawia że wszystko brzmi naturalnie i soczyście. Thom daje całkiem niezły popis w wokalu i tutaj nie ma się do czego przyczepić, zwłaszcza jeśli gustujemy w growlu czy brutalniejszym wokalu. Od strony gitarowej jest jeszcze lepiej bo riffy są ostre, ale zarazem melodyjne i całość nie jest monotonna. Udało się urozmaicić poszczególne kawałki poprzez chwytliwe melodie i liczne przejścia. Co ciekawe sam styl jaki udało się stworzyć na tej płycie też nie jest tak łatwy do określenia. Głównym składnikiem jest oczywiście death metal, ale nie obeszło się bez elementów thrash metalu, heavy metalu czy też nawet grindcoru. Na płycie mamy 18 kawałków. Na płycie pojawiają się też goście i tak w thrash metalowym „Sensibus” pojawia się Rasky, a w takim klimatycznym „At the End of Eternity” pan Gotowicki. Do grona ciekawych kompozycji trzeba zaliczyć energiczny i nie zwykle przebojowy „Venus”. Miło zaskakuje „Soul Sharing”, w którym udaje się udać w kierunku bluesa rocka czy country. Z kolei taki „Hawk” wyróżnia się atrakcyjnymi solówkami, które zachwycają technika i pomysłowością. Sporo wnosi do albumu instrumentalny „Contrixia” , który w pełni ukazuje talent Thoma i jego umiejętność gry na gitarze. Gdybym miał wskazać najciekawszy utwór to wskazałbym na „Zodiac”. Niby instrumentalny, ale pełen emocji i ciekawych motywów, które zostają na długo w głowie.

Jasne znajdzie się kilka słabszych momentów, jest może nieco za dużo tych utworów, ale jest to solidne dzieło człowieka, który nagrał muzykę prosto z serca. Słychać, że death metal czy grindcore to pasja Thoma i mimo że nie ma zespołu z krwi i kości to nagrał materiał. Nie ma powodów do wstydu, bowiem płyta dobrze się prezentuje. Szacunek dla Thoma i jego ciężkiej pracy. Fani death metalu z pewnością jeszcze bardziej docenią jego wysiłek.

Ocena: 6/10

P.s podziekowania dla Thoma Araleza za udostępnienie materiału

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz