Czy można w pojedynkę
nagrać udany album? Czy nie mając większego doświadczenia i
zespołu z prawdziwego zdarzenia można stworzyć dzieło, które
będzie miłe w odsłuchu? Thom Aralez to młody człowiek, który
uczęszczał do liceum im Norwida w Warszawie i grywał w Juggernaut,
a teraz stworzył własne band, czy też bardziej można to określić
jednoosobowy projekt muzyczny. Przyjął nazwę Zelarath i już w tym
roku udało się skończyć pracę nad pierwszym albumem
zatytułowanym „The Claw Of Aralez”. Jest to płyta skierowana do
fanów mocniejszego, brutalniejszego grania, ale również
miłośnicy ciekawych melodii mogą spokojnie sięgnąć po ten
album, który Thom udostępnił do pobrania za darmo na swojej
oficjalnej stronie.
Tyle tytułem wstępu.
Sam album jak na debiut i jednoosobowy projekt wyróżnia się
dość solidnym brzmieniem, które podkreśla agresję, ale
zarazem sprawia że wszystko brzmi naturalnie i soczyście. Thom daje
całkiem niezły popis w wokalu i tutaj nie ma się do czego
przyczepić, zwłaszcza jeśli gustujemy w growlu czy brutalniejszym
wokalu. Od strony gitarowej jest jeszcze lepiej bo riffy są ostre,
ale zarazem melodyjne i całość nie jest monotonna. Udało się
urozmaicić poszczególne kawałki poprzez chwytliwe melodie i
liczne przejścia. Co ciekawe sam styl jaki udało się stworzyć na
tej płycie też nie jest tak łatwy do określenia. Głównym
składnikiem jest oczywiście death metal, ale nie obeszło się bez
elementów thrash metalu, heavy metalu czy też nawet
grindcoru. Na płycie mamy 18 kawałków. Na płycie
pojawiają się też goście i tak w thrash metalowym „Sensibus”
pojawia się Rasky, a w takim klimatycznym „At the End of
Eternity” pan Gotowicki. Do grona ciekawych kompozycji
trzeba zaliczyć energiczny i nie zwykle przebojowy „Venus”.
Miło zaskakuje „Soul Sharing”, w którym
udaje się udać w kierunku bluesa rocka czy country. Z kolei taki
„Hawk” wyróżnia się atrakcyjnymi
solówkami, które zachwycają technika i pomysłowością.
Sporo wnosi do albumu instrumentalny „Contrixia” ,
który w pełni ukazuje talent Thoma i jego umiejętność gry
na gitarze. Gdybym miał wskazać najciekawszy utwór to
wskazałbym na „Zodiac”. Niby instrumentalny, ale
pełen emocji i ciekawych motywów, które zostają na
długo w głowie.
Jasne znajdzie się kilka
słabszych momentów, jest może nieco za dużo tych utworów,
ale jest to solidne dzieło człowieka, który nagrał muzykę
prosto z serca. Słychać, że death metal czy grindcore to pasja
Thoma i mimo że nie ma zespołu z krwi i kości to nagrał materiał.
Nie ma powodów do wstydu, bowiem płyta dobrze się
prezentuje. Szacunek dla Thoma i jego ciężkiej pracy. Fani death
metalu z pewnością jeszcze bardziej docenią jego wysiłek.
Ocena: 6/10
P.s podziekowania dla Thoma Araleza za udostępnienie materiału
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz