„Will to Power” to
już trzecie wydawnictwo holenderskiego Lord Volture, który
reprezentuje starą znaną wytwórnię Mausoleum. W myśl tego
co prezentowała ta wytwórnia mamy oczywiście do czynienia z
kapelą heavy metalową, w której jest nutka NWOBHM czy speed
metalu. Jest duch lat 80 i ślepe zapatrzenie w takie tuzy jak Iron
Maiden, Judas Priest, Saxon czy Jag Panzer. Na nowym albumie
właściwie Lord Volture nic nie zmienia i idzie utartymi schematami.
W sumie to było do przewidzenia, bo zespół dobrze się czuje
w takim właśnie stylu i poprzednie dwa albumy były solidne. Każdy
fan melodyjnego grania nie miał powodów do narzekania. Skoro
to się sprawdza, jest to muzyka prosto z serca, to po co kombinować
i zmieniać to. Formuła jeszcze jak widać nie została wyczerpana.
Jednak można wyczuć, że na nowym albumie zespół pokazuje
nam bardziej drapieżne oblicze. Materiał też pozbawiony jakiś wad
i niedopracowań, można nawet poczuć, że zespół jest
bardziej doświadczony i dojrzalszy. Samo otwarcie „Where The
Enemy Sleep” jest strzałem w dziesiątkę. Jest energia,
jest przebojowość, jest szybkość i złożone popisy gitarowe
Paula i Leona. Ich relacja układa się pomyślnie, jest w tym nutka
szaleństwa i radość z grania, a to przedkłada się na lekkość i
chwytliwość. Taki „Taklamakan” wyróżnia
się rytmicznym riffem i łatwo zapadającym refrenem. Choć brzmi
jak wiele innych utworów z lat 80, to jednak miło go się
słucha. W „The Pugilist” zespół zabiera
nas w hard rockowe rejony, natomiast taki „Will To Power”
zaskakuje szybkością. David wokalnie też wypada na nowym albumie
znacznie korzystniej niż na dwóch poprzednich wydawnictwach.
Wystarczy posłuchać taki „My sworn Enemy” w
którym David brzmi niczym Tim Ripper Owens, co jest jak
najbardziej na plus. Tempo siada w „The great Blinding”,
gdzie zespół zwalnia i stawia na bardziej progresywny
charakter. Może mniej się tutaj dzieje, jest więcej kombinowania,
ale tez można tutaj znaleźć kilka ciekawych momentów.
Solidny materiał bez zbędnych wypełniaczy i na koniec dostajemy
jeszcze dwa bardzo wartościowe utwory, a mianowicie melodyjny
„Bandajoz” i energiczny „Line'em Up”,
w którym jest nutka NWOBHM i speed metalu. Nawet okładkę i
brzmienie dopasowano pod stylizację na miarę lat 80. To wszystko
spełnia swoją rolę i ostatecznie można mówić o udanym
albumie Lord Volture, który pokazuje że ta kapela potrafi
grać heavy metal zakorzeniony w latach 80 i to na całkiem
przyzwoitym poziomie. Dobra zabawa gwarantowana!
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz