Strony

czwartek, 16 kwietnia 2015

LUV HUNTER - Luv Hunter (1990)

Patrząc na zdjęcia amerykańskiej kapeli Luv Hunter to na myśl przychodzi glam metal i zespołu pokroju Motley Crue czy Steel Panther, jednak nie dajcie się temu zwieść. W końcu ten mało band, który został założony w 1990 roku nagrał tylko debiutancki album „Luv Hunter” i było to dzieło w którym można było usłyszeć heavy metal, progresywny metal, a nawet rasowy amerykański power metal, ale z pewnością nie glam metal. Tak o to mało band nagrał wyjątkowo ciekawy album, którego muzyka była skrzyżowaniem Crimson Glory, Fates Warning, Queensryche czy Leatherwolf. Uwagę przyciąga już klimatyczna okładka, której głównym motywem jest popękane kamienne serce. Taki romantyczny, nieco tajemniczy klimat został też wykreowany w samej zawartości. Brzmienie nieco surowe, na miarę amerykańskich płyt z kręgu heavy/power metalu i to przedkłada się na to, że ten jedyny album Luv Hunter to prawdziwa uczta dla tych co gustują w starych płytach, zwłaszcza spod znaku Queensryche. Te skojarzenia z tym kultowym bandem progresywnego metalu są jak najbardziej na miejscu. Zadbali o to przede wszystkim duet gitarzystów Robbins/ Kauffman. Sporo tutaj finezji, kompozycje są lekkie i zagrane z pomysłem, a samo wykonanie jest skierowane w stronę progresywnego heavy metalu. Jednak najwięcej tutaj robi wokalista David Milligan, który do bólu przypomina najlepsze lata Geoffe'a Tate'a. 10 kompozycji i właściwie sam materiał jest niezwykle urozmaicony. Otwieracz „Times are changin” to ukłon w stronę topornego heavy metalu, choć nie brakuje tutaj thrash metalowej agresji. Dalej mamy łagodniejszy, bardziej melodyjny „Dreamwave” , który ukazuje owy romantyczny klimat tego wydawnictwa. W takim „Make it Right” można było doszukać się w pływów Accept czy Metal Church, ale tutaj najciekawsze są wokalne popisy Davida. Tak on był główną atrakcją Luv Hunter. Nie brakowało też mrocznego klimatu, który najbardziej odzwierciedla „Goin Nowhere” czy „Life on The Edge”. Dobrze wypadały kompozycje o nieco bardziej hard rockowym charakterze i mam tutaj na myśli choćby tytułowy „Luv Hunter” . Jednym z najbardziej chwytliwych utworów na płycie jest niezwykle melodyjny „She's Like Fire”, w którym były słyszalne inspiracje Dokken. Jako fan power metalu najbardziej ucieszył mnie energiczny „Victory Battle”. Mimo potencjału jaki drzemał w grupie, mimo ciekawego debiutu nie udało się podbić rynku ani przetrwać próby czasu. Mało kto pamięta Luv Hunter i czas to zmienić, bo grali naprawdę ciekawy heavy metal o progresywnym charakterze. Dla fanów Queensryche jest to pozycja obowiązkowa.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz