Patrząc
na zdjęcia amerykańskiej kapeli Luv Hunter to na myśl przychodzi
glam metal i zespołu pokroju Motley Crue czy Steel Panther, jednak
nie dajcie się temu zwieść. W końcu ten mało band, który
został założony w 1990 roku nagrał tylko debiutancki album „Luv
Hunter” i było to dzieło w którym można było usłyszeć
heavy metal, progresywny metal, a nawet rasowy amerykański power
metal, ale z pewnością nie glam metal. Tak o to mało band nagrał
wyjątkowo ciekawy album, którego muzyka była skrzyżowaniem
Crimson Glory, Fates Warning, Queensryche czy Leatherwolf. Uwagę
przyciąga już klimatyczna okładka, której głównym
motywem jest popękane kamienne serce. Taki romantyczny, nieco
tajemniczy klimat został też wykreowany w samej zawartości.
Brzmienie nieco surowe, na miarę amerykańskich płyt z kręgu
heavy/power metalu i to przedkłada się na to, że ten jedyny album
Luv Hunter to prawdziwa uczta dla tych co gustują w starych płytach,
zwłaszcza spod znaku Queensryche. Te skojarzenia z tym kultowym
bandem progresywnego metalu są jak najbardziej na miejscu. Zadbali o
to przede wszystkim duet gitarzystów Robbins/ Kauffman. Sporo
tutaj finezji, kompozycje są lekkie i zagrane z pomysłem, a samo
wykonanie jest skierowane w stronę progresywnego heavy metalu.
Jednak najwięcej tutaj robi wokalista David Milligan, który
do bólu przypomina najlepsze lata Geoffe'a Tate'a. 10
kompozycji i właściwie sam materiał jest niezwykle urozmaicony.
Otwieracz „Times are changin” to ukłon w stronę
topornego heavy metalu, choć nie brakuje tutaj thrash metalowej
agresji. Dalej mamy łagodniejszy, bardziej melodyjny „Dreamwave”
, który ukazuje owy romantyczny klimat tego wydawnictwa. W
takim „Make it Right” można było doszukać się w
pływów Accept czy Metal Church, ale tutaj najciekawsze są
wokalne popisy Davida. Tak on był główną atrakcją Luv
Hunter. Nie brakowało też mrocznego klimatu, który
najbardziej odzwierciedla „Goin Nowhere” czy „Life
on The Edge”. Dobrze wypadały kompozycje o nieco bardziej
hard rockowym charakterze i mam tutaj na myśli choćby tytułowy
„Luv Hunter” . Jednym z najbardziej chwytliwych
utworów na płycie jest niezwykle melodyjny „She's
Like Fire”, w którym były słyszalne inspiracje
Dokken. Jako fan power metalu najbardziej ucieszył mnie energiczny
„Victory Battle”. Mimo potencjału jaki drzemał w
grupie, mimo ciekawego debiutu nie udało się podbić rynku ani
przetrwać próby czasu. Mało kto pamięta Luv Hunter i czas
to zmienić, bo grali naprawdę ciekawy heavy metal o progresywnym
charakterze. Dla fanów Queensryche jest to pozycja
obowiązkowa.
Ocena:
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz