Strony

środa, 22 kwietnia 2015

SONIC PROPHECY - Apocalyptic Promenade (2015)



Brakowało mi w tym roku mocnego us heavy/Power metalu, który przypomni mi Attacker, Metal Church, czy Iced Earth. Na szczęście Sonic prophecy powraca z nowym albumem zatytułowanym „Apocalyptic promenade” .  Zespół wraca po 4 latach ciszy i chce nasz zabrać do świata klasycznego amerykańskiego Power metalu. Warto mieć też na uwadze, że  zespół w swojej muzyce nie kryje wpływów takich kapel jak Iron Maiden, Hammerfall, Manowar czy Judas Priest., co też sprawia że muzyka jest bardziej chwytliwa i zarazem zróżnicowana.  Mało kto z nas liczył na coś dobrego ze strony tego zespołu, a sam album ukazał się bez większego nagłośnienia. No i proszę mamy naprawdę miłą niespodziankę.

Jakby nie patrzeć zespół gra od 7 lat i mają na swoim koncie dwa albumy, liczne koncerty z wielkimi kapelami . Mimo pewnych zmian personalnych zostali przy swoim stylu i wciąż grają to co potrafię najlepiej czyli  heavy/Power metal w amerykańskim wydaniu. Tak więc mamy ostre riffy, surowe brzmienie, charyzmatycznego wokalistę w postaci  Shane;a. Ta machina działa sprawnie i właściwie nie ma się do czego przyczepić na pierwszy rzut oka.  Jednak im bardziej się zagłębiamy w album tym bardziej go poznajemy i jesteśmy wstanie dostrzec pewne wady. Brak wyrazistych hitów, bardziej sprecyzowanych melodii czy zbyt wydłużone kompozycje. Na tym polu zespół traci troszkę, ale nadrabia ostrymi riffami, pomysłowymi i technicznymi partiami gitarowymi.  Steve i Darrin trzymają się pewnych granic i rzadko kiedy je przekraczają, ale mimo to dzieje się całkiem sporo. Panowie potrafię przejść od szybkich riffów do bardziej stonowanych partii, które mają oddać epicki klimat wydawnictwa. Mamy 10 utworów i dają one ponad godzinę materiału.  Zespół zaczyna dość odważnie, bo od 12 minutowego kolosa „Oracle of the Damned / The Fist of God”.  Marszowe tempo, rycerski klimat i epicki wydźwięk to atut tego kawałka.  Najkrótszy na płycie jest nieco toporny „Eventide”, który przemyca pewne cechy Judas Priest. Odrobina mroku i klimatów Black Sabbath mamy w „Hells Most Beautiful Angel”. Szybsze tempo, większa energia i przebojowość  to już atuty bardziej Power metalowego „Temple of the Sun”. Sama konstrukcja melodii i skonstruowanie sekcji rytmicznej nasuwa na myśl Iron Maiden.  Jest to kompozycja o tyle ciekawa, bowiem pokazuje, że zespół potrafi grać ostrzej i nieco szybciej. Ta płyta może nie porwie was ostrymi riffami, czy niezwykłą energią, ale właśnie epickim klimatem i taką nieco nostalgią jak to jest zaprezentowane w „Dark Is the Dawn”. Tytuł został tutaj idealnie dopasowany do tego jak brzmi utwór.  Nie ma tutaj miejsca na nietrafione pomysły czy nudny i niedopracowane kawałki, które niszczą wydźwięk całości. Właściwie każdy utwór ma w sobie coś. Taki rozbudowany „Born of Steel and Fire” to kwintesencja epickiego heavy metalu z domieszką Power metalu. Tutaj zespół miesza trochę Manowar, Omen, czy Cirith Ungol.  Rycerski klimat daje się tutaj we znaki, ale to jest właśnie piękno tego utworu.  Mamy też 6 minutową balladę w postaci „Legendary”, która jest po prostu idealna. Lekkie prowadzenie, troszkę ciekawych ozdobników wyjętych z muzyki celtyckiej, które sprawiają że ballada zyskuje na jakości. Brzmi to naprawdę ciekawie i utwór w żaden sposób nie zanudza. Spokojnym utworem jest też tutaj „Fire Messiah”. Końcówka albumu to podniosły i nieco progresywny „Apocalyptic Promanade” i „Call of Battle” w wersji akustycznej.

Sonic Propohecy znalazł swoje miejsce  w heavy metalowym światku. To spece od tworzenie typowego amerykańskiego heavy/Power metalu w stylu Attacker czy innych znanych kapel z tamtego rejonu. Ich przepis na udany album to odrobina epickości, tajemniczy klimat i dużo ciekawych melodii. Mimo jasno określonych ram ich muzyka nie nudzi i nawet potrafi zaskoczyć. „Apocalyptic Promanade” to solidny album, który nie ma większych wad. No chyba, że brak wyrazistych przebojów, zbyt dużo rozbudowanych utworów i brak szybkich petard to te kwestie, bez których sobie nie wyobrażacie heavy metalowego albumu. Wtedy faktycznie płyta może nie do końca przypaść wam do gustu. Mimo wszystko jest to band, który trzeba znać, bo zasługują na to. Polecam.

Ocena: 8/10



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz