Strony

środa, 22 kwietnia 2015

THUNDERSTEEL - The Exorcism (2015)



Serbia to nie wielkie państwo w południowej Europie i rozmiary kraju oddają też w pełni wielkość sceny  metalowej jaką tam znajdziemy. Nie ma za dużo tam zespołów i większość nie ma sił przebić się przez granicę swojego kraju. To może w końcu zmienić Thundersteel.  3 lata istnienia a już się dorobili debiutanckiego albumu „The Exorcism” i statusu Serbskiego klona Exciter czy Riot.  Na pewno jest to płyta, która nie była brane pod uwagę w tym roku i wielu z nas przegapiło premierę i czas to nadrobić, bowiem płyta zasługuje na to.

Przede wszystkim jest to dzieło facetów, którzy kochają heavy metal w takiej tradycyjnej formie. Przemawiają przez ich muzykę lat 80 i takie proste rozwiązania. Tutaj dostaje chwytliwe melodie, ostre riffy i sporej ilości ciekawych złożonych solówek.  Młoda formacja w żaden sposób nie daje po sobie poznać, że  tak naprawdę to ich pierwszy album. Jest przygotowanie, są pomysły i ciekawe aranżacje. To przedkłada się na jakość muzyki i właściwie to czyni ten album miłym w odsłuchu. Niby nic odkrywczego , ale fani tradycyjnego grania będą zadowoleni. Z tego wydawnictwa bije szczerość i miłość do metalu i to się liczy. Nie ma eksperymentowania czy kombinowania. Zespół uderza z grubej rury bowiem „Anger on the  Road” to prawdziwa petarda. Jest speed metalowa formuła, mocna sekcja rytmiczna, ostry riff i wyrazisty wokal Milosa, który przypomina nieco Tima Rippera Owensa czy Jorna Lande.  To jest jeden z tych muzyków, który przyciąga od razu uwagę. Panuje nad swoim głosem i w dodatku potrafi zaskakiwać.  Dalej mamy utrzymany w stylistyce Judas Priest „Outlaws Lament” i to jest kolejny mocny punkt tego wydawnictwa.  Nieco mroczniejszy jest „Ride the Trigger”, ale sama melodia i wykonanie do końca nie przekonuje.  Za wszystkie partie gitarowe odpowiedzialny jest Rasa.  Trzeba przyznać, że jego gra jest całkiem interesująca. Nie brakuje zaskoczenia czy bardziej shredowego charakteru.  Sail Away” to bardzo dobrze odzwierciedla.  Dla fanów szybkiego heavy/Power metalu mamy petardę w postaci   Stand Up”. Tutaj zespół zabiera nas w rejony Gamma Ray czy Primal Fear.  Fani Dio z kolei docenią „Lock’em out”, w którym jest riff wyjęty z płyty „Holy Diver”. Okładka troszkę przypomina mi albumy Kinga Diamonda i w sumie ten mroczny klimat w pełni oddaje „Grotesque”.  Tytułowy „The Exorcism” to kompozycja utrzyma w stylizacji Mercyful Fate i Black Sabbath. Jest to utwór w którym zawarto sporo ciekawych przejść i motywów, które przywołują właśnie te dwa wielkie zespoły. Brawa dla kapeli, że udało się odtworzyć klimat i stylistykę tych zespołów i to z takim efektem.

Kto by pomyślał, że zespół z Serbii nagra taki album i pokaże całemu światu że też wiedzą co to jest heavy/speed metal . Płyta jest przemyślana,  dobrze wyważona bo są kompozycje ciężkie, wolne jak i szybkie. Całość ozdobiona nieco przybrudzonym brzmieniem, który nasuwa amerykański Power metal. Do tego dochodzi zgrany zespół, który mimo braku doświadczenia potrafił się odnaleźć w tym gatunku i stworzyć dzieło godne uwagi. Gorąco polecam.

Ocena: 8.5/10

1 komentarz:

  1. Płyta na serio rozkłada na łopatki. Ci, którzy jeszcze nie słuchali koniecznie muszą nadrobić zaległości. A co do "Outlaws Lament" faktycznie podlatuje Judas Priest.

    OdpowiedzUsuń