Niemiecka scena metalowa
kryje wiele uzdolnionych kapel, które stać na wiele. Jedną z
takich młodszych zespołów, który sukcesywnie z każdym
albumem podbija serca fanów heavy/power metalu jest Elvenpath.
Istnieją od 2002 r i sukces zawdzięczają dobry kompozycjom, a
także temu że grają proste z serca i z pasją. Mówi się o
nich, że naśladują takie kapele jak Custard, Majesty, Wizard i
choć coś faktycznie w tym jest to nigdy nie popadli w kopiowanie
danego zespołu. Mają swój styl, mają pomysł nagranie i
radzą sobie całkiem dobrze. Najnowsze dzieło „Pieces of Fate”
które zespół wydał w tym roku to bodajże najlepszy
dowód na to, że Elvenpath urósł w siłę i trzeba
liczyć się z nimi w heavy/power metalowym świecie.
Elvenpath to doświadczona
kapela, która już wykreowała swój styl opierający
się na prostych motywach gitarowych, na specyficznym wokalu
Dragutina, na szczerości i pasji do heavy/power metalu z lat 80 i
90. Może nie ma w ich stylu za grosz oryginalności, ale mimo tego
potrafią zauroczyć słuchacza. Ten kto zna ich poprzednie albumy
nie będzie zawiedziony „Pieces of Fate”, a ci którzy nie
znają też mogą śmiało sięgać po to wydawnictwo. Album jest tak
dobry, że może być idealnym otwarciem naszej przygody z niemieckim
zespołem. Miłym dodatkiem jest pojawienie się gościnnie na płycie
Uwe Lulisa czy Fanny Herbsta. To kolejny powód dla którego
warto sięgnąć po nowe dzieło Niemców. Ciekawa okładka
frontowa i solidne brzmienie, które eksponuje umiejętności
zespołu są tutaj pewnego rodzaju podstawą i czymś co dobry zespół
zawsze zapewni. Tak więc od strony wizualnej i technicznej jest tak
jak być powinno. Sam materiał trwa ponad godzinę i to jest jeden z
tych minusów, który można by skorygować. Album
heavy/power metalowy trwający ponad godzinę może stać się
monotonny i nudny na dłuższą metę. Na szczęście zespół
urozmaica i bawi się motywami na ile to możliwe by nie doprowadzić
do tego. Zaczyna się dość tradycyjnie bo od melodyjnego „Mountain
of Sorrows”, który zadowoli fanów klasycznych
riffów i prostych melodii. Stary Helloween, Iron Maiden, Gamma
Ray i co tylko chcecie to usłyszycie w tym kawałku. „Battlefield
of Heaven” to z kolei ukłon w stronę NWOBHM i klasycznego
heavy metalu. Stonowane tempo, nieco toporny riff i prosty układ
kompozycji, to jest właśnie co charakteryzuje ten utwór.
Coś z Metal Church można uchwycić w ostrzejszym „Sons of
the Blood Cult” i tutaj duet Oliver/Till daje nie zły
popis umiejętności. Panowie potrafią zagrać ostro, ale też
zaskoczyć, jest harmonia w tym wszystkim, jakiś pomysł i technika.
Dobry dowodem na to są zwłaszcza takie kolosy jak „Testament
of Tragedy” czy „ On the Elvenpath”.
Dobrze odzwierciedlają właśnie ten aspekt zespołu. Dzieje się
sporo w tych kawałkach i to właśnie Till i Olivier stają na
wysokości zadania, by kawałki te nas nie nudziły. Mamy też
spokojny, instrumentalny „Coming home” i
progresywny „Sentinel of The past”,
który jest jednym z mocniejszych momentów na płycie.
Może niemiecki band
nieco przesadził z długością materiału, może nie zabrakło
kilku killerów w celu podgrzania atmosfery, ale mimo pewnych
błędów jest to solidny materiał. Słucha się go przyjemnie
i zespół dostarcza nam sporo frajdy. Mamy przede wszystkim
proste i łatwo wpadające w ucho melodie czego efektem jest solidny
krążek jakim jest „Pieces Of Fate”. Nic tylko odpalić i
słuchać, aż się znudzi.
Ocena: 7.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz