Ilekroć sięgam po debiutancki album Elitania
zatytułowany „Templos De Cristal” to mam
wrażenie, że słucham mieszanki twórczości Therion, Nightwish, czy Kamelot.
Rzeczywiście muzyka tej młodej kapeli ma sporo elementów tych kapel, ale brzmi to
jednocześnie świeżo i niezwykle energicznie. Elitania to coś więcej niż tylko symfoniczny
metal, w którym jest podniosłość i epickość. To przede wszystkim bogate i
urozmaicone aranżacje, to mroźny i zarazem mroczny klimat, to budowanie linii
wokalnych przy wykorzystaniu 3 wokalistów. Taka muzyka bardziej kojarzy się z
Finlandią, Szwecją czy nawet Włochami, a tutaj miłe zaskoczenie bo zespół
pochodzi z Meksyku. Ich przygoda z muzyką
zaczęła się w 2013 roku i właściwie teraz udało im się wydać swój pierwszy
album. Wielu pewnie sobie odpuściło to
wydawnictwo, bo co tam meksykański band może zdziałać i czym może nas zaskoczyć? Tutaj jednak
niespodzianka, bowiem zespół chce stworzyć własny styl, chce pisać własną historię. Ich atutem jest
umiejętność budowania napięcia, mrocznej atmosfery, ale także niezwykła zdolność wyrażania emocji po przez
muzykę. Mimo bogatych aranżacji i tego
przepychu można zauważyć, że gitary też pełnią znaczącą funkcję. Słychać że
Erick i Eddy się dogadują i wiedzą jak stworzyć mocny riff czy chwytliwą
solówkę, które przebije się przez tą symfoniczną opokę. To jest właśnie wielka zaleta tego
wydawnictwa. Mimo symfonicznego charakteru, wiemy że to jest heavy metalowy
album. Mamy 10 utworów i każdy z nich
nas zabiera w inne klimaty, Ci, którzy cenią sobie mroczny klimat powinni
docenić rozbudowany „Templos De Cristal”, który otwiera
ten album. Już tutaj można doszukać się wyraźnych wpływów Therion. „Donde las sirenas cantan” to z kolei
bardziej melodyjny utwór o folkowym charakterze. Tutaj już zespół pokazuje
zamiłowanie do Nightwish. Niestety nie
mogło się obejść bez komercyjnych kawałków i tutaj takich nie potrzebnym
wypełniaczem jest spokojny „Desde mi ayer”. Do grona ciekawych kawałków
trzeba też zaliczyć z pewnością rytmiczny „Dragon de Medea” , rozpędzony i
ostrzejszy „Pluton” z pewnymi wpływami death metalu czy podniosły „Un
lugar en la nada”. To są bez wątpienia najmocniejsze punkty na
płycie. Całość zamyka rozbudowany i
pełen zaskoczeń „Último aliento”, który pokazuje, że można tworzyć jeszcze ciekawe kolosy w
symfonicznej formule. Do tego dochodzi
miła dla oka okładka i soczyste brzmienie. Fani Nightwish czy Therion powinni być
zadowoleni z tego co znajdą na tej płycie. Bardzo udany debiut. Polecam.
Ocena:7/10
Tak sobie czytałam Twoją recenzję i słucham Elitani - czuli czegoś nowego - i stwierdzam, że miło się ich słucha, ale nie wiem czy zagoszczą w mojej playliście, bo czasami wokale mnie odstraszają.
OdpowiedzUsuńmelomol.blogspot.com
Łukasz - wynajdujesz zaiste wynalazki o jakich świat nie słyszał, to dobrze i źle zarazem . Polecam Twojej uwadze do zrecenzowania coś ze STEELWING oraz SKULLFIST.. pozdrowienia. Rogo
OdpowiedzUsuńok własnie zauważyłem ze masz w/w zespoły, jesteś zatem bardzo czujny :)
OdpowiedzUsuń