sobota, 13 czerwca 2015

ELITANIA - Templos De Cristal (2015)



 Ilekroć sięgam po debiutancki album Elitania zatytułowany  „Templos De Cristal” to mam wrażenie, że słucham mieszanki twórczości Therion, Nightwish, czy Kamelot. Rzeczywiście muzyka tej młodej kapeli ma sporo elementów tych kapel, ale brzmi to jednocześnie świeżo i niezwykle energicznie.  Elitania to coś więcej niż tylko symfoniczny metal, w którym jest podniosłość i epickość. To przede wszystkim bogate i urozmaicone aranżacje, to mroźny i zarazem mroczny klimat, to budowanie linii wokalnych przy wykorzystaniu 3 wokalistów. Taka muzyka bardziej kojarzy się z Finlandią, Szwecją czy nawet Włochami, a tutaj miłe zaskoczenie bo zespół pochodzi z Meksyku.  Ich przygoda z muzyką zaczęła się w 2013 roku i właściwie teraz udało im się wydać swój pierwszy album.  Wielu pewnie sobie odpuściło to wydawnictwo, bo co tam meksykański band może zdziałać  i czym może nas zaskoczyć? Tutaj jednak niespodzianka, bowiem zespół chce stworzyć własny styl, chce  pisać własną historię. Ich atutem jest umiejętność budowania napięcia, mrocznej atmosfery, ale także  niezwykła zdolność wyrażania emocji po przez muzykę.  Mimo bogatych aranżacji i tego przepychu można zauważyć, że gitary też pełnią znaczącą funkcję. Słychać że Erick i Eddy się dogadują i wiedzą jak stworzyć mocny riff czy chwytliwą solówkę, które przebije się przez tą symfoniczną opokę.  To jest właśnie wielka zaleta tego wydawnictwa. Mimo symfonicznego charakteru, wiemy że to jest heavy metalowy album.  Mamy 10 utworów i każdy z nich nas zabiera w inne klimaty, Ci, którzy cenią sobie mroczny klimat powinni docenić rozbudowany „Templos De Cristal”, który otwiera ten album. Już tutaj można doszukać się wyraźnych wpływów Therion.   Donde las sirenas cantan” to z kolei bardziej melodyjny utwór o folkowym charakterze. Tutaj już zespół pokazuje zamiłowanie do Nightwish.  Niestety nie mogło się obejść bez komercyjnych kawałków i tutaj takich nie potrzebnym wypełniaczem jest spokojny „Desde mi ayer”. Do grona ciekawych kawałków trzeba też zaliczyć z pewnością rytmiczny „Dragon de Medea” , rozpędzony i ostrzejszy „Pluton” z pewnymi wpływami death metalu czy podniosły „Un lugar en la nada”. To są bez wątpienia najmocniejsze punkty na płycie.  Całość zamyka rozbudowany i pełen zaskoczeń „Último aliento”, który pokazuje,  że można tworzyć jeszcze ciekawe kolosy w symfonicznej formule.  Do tego dochodzi miła dla oka okładka i soczyste brzmienie.  Fani Nightwish czy Therion powinni być zadowoleni z tego co znajdą na tej płycie. Bardzo udany debiut. Polecam.

Ocena:7/10

3 komentarze:

  1. Tak sobie czytałam Twoją recenzję i słucham Elitani - czuli czegoś nowego - i stwierdzam, że miło się ich słucha, ale nie wiem czy zagoszczą w mojej playliście, bo czasami wokale mnie odstraszają.

    melomol.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Łukasz - wynajdujesz zaiste wynalazki o jakich świat nie słyszał, to dobrze i źle zarazem . Polecam Twojej uwadze do zrecenzowania coś ze STEELWING oraz SKULLFIST.. pozdrowienia. Rogo

    OdpowiedzUsuń
  3. ok własnie zauważyłem ze masz w/w zespoły, jesteś zatem bardzo czujny :)

    OdpowiedzUsuń