Strony

poniedziałek, 1 czerwca 2015

EVENT URIZEN - Revolution Ep (2015)

Klasyczny metal to jest coś co dobrze wychodzi polakom. Pełne oddanie tradycji i nawiązanie do takich klasycznych zespołów jak Iron Maiden, Judas Priest, Running Wild, czy Dio. Dzięki temu powstało wiele polskich gwiazd, które odniosły sukces w tej dziedzinie stając się inspiracją dla młodszego pokolenia. Ceti, Turbo, Tsa, Monstrum czy nawet Crystal Viper pokazały, że Polska nie jest gorsza. Nie brakuje młodych ludzi, którzy podążają tym śladem. Pochodzący z Chorzowa Event Urizon to znakomity przykład tej fali. Kapela powstała w 2010 r na gruzach Caliburnus i to z inicjatywy wokalisty Łukasza Krauzea, perkusisty Marcina Pawełczyka i gitarzysty Krzysztof Machury. Ostatecznie zespół uzupełnili po licznych roszadach basista Krzysztof Poczta i gitarzysta Radosław Matysek. W 2013 roku światło dzienne ujrzała epka „Revolution”. Właśnie na tym wydawnictwie chciałbym się skupić. Dzieło z jednej strony wtórne, przewidywalne i niczym nie zaskakujące w swojej formie, a z drugiej jest to album szczery, melodyjny i zagrany z zaangażowaniem. Soczyste brzmienie, śpiewanie w języku angielskim oraz wykonanie do końca myli nas co do pochodzenia grupy. Panowie zadbali o to, by album robił wrażenie za granicą. Kto lubi tradycyjne granie w niezbyt skomplikowanej formie, ten z pewnością polubi ten band. Chłopaki grają szczerze i każdy utwór to dobra zabawa i wycieczka w znane nam rejony przetarte przez Iron Maiden, czy Judas Priest. Zaczyna się od klasycznego „The Darkest Night” to bardzo schematyczny utwór, który mocno jest zakorzeniony w twórczości żelaznej dziewicy. Wokal Łukasza przypomina nieco styl śpiewania Blaze'a Bayleya. Jak ktoś wątpi, że Machura i Matysek nie są wstanie stworzyć ciekawych partii solowych czy porwać ciekawym riffem to niech odpali rytmiczny „Walls of Fire” czy progresywny „Im Revolution”. Zespół właściwie na dobre przyspiesza w „Abyss of Hell”. To jest jeden z mocniejszych punktów tej płyty. Pozostałe 3 kawałki to bonusy w postaci utworów będących częścią dema z 2011 r. „Nightrider” to klasyczny heavy metal z domieszką Judas Priest czy Saxon. „Battlefield” to utwór już bardziej wyrafinowany i w rycerskim klimacie, ale ma to swój urok. Na sam koniec zespół zostawił szybki, energiczny „White Skull”, który przywołuje na myśl najlepsze lata Iron Maiden. Niezła mieszanka tradycji, brytyjskiej stylistyki i wszystko zbudowane na prostych motywach. Rewolucji muzycznej nie ma, ale z pewnością Event Urizen może namieszać na rynku zagranicznym. Czekamy teraz na pełnometrażowy album, który będzie dobrą konkurencją dla Enforcer, czy White Wizzard.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz