Strony

niedziela, 27 grudnia 2015

IRON CROSS - warhead (1985)

Iron Cross to jedna z wielu kapel, która nagrała jeden album i przepadła bez wieści. To również jedna z wielu kapel amerykańskich, które były ślepo zapatrzone w twórczość Judas Priest, Motley Crue czy Quiet Riot. Zespół powstał w 1982 r w celu oddania hołdu tym kapelom. Muzyka tego bandu nie miała być oryginalna i czymś nowym, miało przyciągnąć fanów tych kapel i pokazać, że amerykanie też potrafią tak grać. Zatrudniono również wokalistę Chara R. G, który miał imitować Halforda. Szkoda tylko że zespół nie potrafił się do końca zdecydować co chce grać, bo wyszła mieszanka mocnego heavy metalu i właśnie ostrzejszego grania i takiego nieco mało interesującego hard rocka. Tak o to w 1985 r ukazał się „Warhead”, który miał porwać fanów Judas Priest, Krokus, czy Motley Crue. Nie do końca się udało, ale mimo jest to kawał solidnego heavy metalu wymieszanego z hard rockiem. Na plus na pewno warto zaliczyć klimatyczną okładkę, czy też dopracowane brzmienie, które często podkreśla umiejętności muzyków. Najsłabszym punktem jest sekcja rytmiczna w tym perkusja, która brzmi jak automat perkusyjny. Brakuje w tej sferze życia. Char jako wokalista z pewnością dobrze wypada i trzeb mu to przyznać. Najlepiej radzi sobie z tymi ostrzejszymi kawałkami jak „waiting for the Axe”, gdzie trzeba się nieco bardziej wysilić. Jego agresywny styl może się podobać. Na pewno warto też pochwalić to co wyprawia gitarzysta Kacin. Jest sporo udanych riffów, które są warte odnotowania. Często gitarzysta zabiera nas w rejony Accept czy Judas Priest co jest dobrym znakiem. Jedną z takich podróży odbywamy przy okazji nieco toporniejszego „Warhead”. O tym, że band gra dla fanów Judas Priest bardzo dobrze świadczy przebojowy „FKZ”, czy rytmiczny „Send for the Cross”. W podobnej stylistyce utrzymany jest „Cold Steel” czy rozpędzony „Chain Gang”. Znacznie gorzej zespół wypada w hard rockowej stylistyce co potwierdza „Come and get it”. Całość zamyka najostrzejszy na płycie kawałek czyli „Crucible” i tutaj Char pokazuje, że znakomicie imituje wokal Roba Halforda. Gdyby cały album był taki, to na pewno i ocena byłaby wyższa. Jednak i tak nie jest źle i z pewnością jest to płyta z którą warta się zaznajomić, zwłaszcza jeśli kochamy Judas Priest czy Motley Crue. Dobra rzecz.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz