Kiedy mówi się o
neoklasycznym power metalu to ma się na myśli przede wszystkim taki
Galnerus,Yngwie Malmsteena czy też Iron mask. Do grona tych
najlepszych i czołowych przedstawicieli tego gatunku trzeba zaliczyć
też japoński Concerto Moon. Już dawno temu ugruntowali swoją
pozycję na rynku muzycznym i mają wypracowany swój status i
nie muszą tak naprawdę nic udowadniać. Działają sukcesywnie od
1996 roku i właściwie każdy album ma swoją wartość. Dorobili
się już 11 albumów i ten najnowszy „Between life and
Death” nic nowego nie wnosi do twórczości zespołu, ale z
pewnością pokazuje że wciąż trzymają wysoki poziom i wciąż
można liczyć na nich.
Od lat muzyka Concerto
Moon zachwyca tych, którzy cenią sobie ciekawe i złożone
popisy gitarowe, którzy gustują w pomysłowych i soczystych
riffach i chwytliwych solówkach. Concerto Moon to marka, która
nie zawodzi. Choć ze starego składu został tylko Norifumi to i tak
wciąż brzmią tak jak za dawnych lat. Nowo pozyskani muzycy dodają
świeżości i sprawiają że Concerto Moon potrafi też zaskoczyć.
„Between Life and death” nagrał właściwie nowy skład, bo
pojawiła się nowa sekcja rytmiczna i klawiszowiec. Wokalista
Atsushi też działa tylko od 2011, ale nabrał już pewności i jego
wokal brzmi o wiele lepiej niż na pierwszych płyt. Cały czas
zespół robi swoje przez co nie ma obaw, że zboczą ze
swojego kursu. Concerto Moon to przede wszystkim zawsze mocne
brzmienie, spora dawka przebojowości i urozmaicenie materiału,
dzięki czemu ich płyt są takie łatwo przyswajalne. Na nowym
albumie znajdziemy 10 kompozycji, które pokazują co tak
naprawdę znaczy neoklasyczny power metal i w czym tkwi urok
japońskiej formacji. „Alone in the Dark” ma
klasyczny riff osadzony w klimatach Dio czy Rainbow. Concerto moon
dawno nie brzmiał tak mocno i tak świeżo. Sam utwór tez
pokazuje, że zespół jest w bardzo dobrej formie. Norifumi
przyzwyczaił nas do tych swoich atrakcyjnych, a czasami
intrygujących zagrywek gitarowych, które stanowią podstawę
każdego utworu. „Struggle to the Death” to już
nieco bardziej progresywne granie, gdzie zespół oddala się w
stronę bardziej pokręconego motywu. Zawsze mile widziane są takie
klasyczne rozwiązania i riffy nasuwające twórczość
Yngwiego. To też taki „Between life and death” czy
przesiąknięty Rainbow „I'll Close my eyes”
stanowią największą atrakcję albumu. Concerto Moon od samego
początku dał się poznać jako zespół, który potrafi
ciekawe szybkie, rozpędzone kompozycje. To właśnie one stanowią
potęgę danego albumu, tak też jest i tym razem. „Life on
The edge” to jeden z tych najlepszych petard na płycie i
żywy dowód na to, że Concerto Moon to jeden z czołowych
bandów grających neoklasyczny power metal. Album jest bardzo
urozmaicony bowiem mamy raz szybsze tempo, raz takie bardziej
stonowane i bardziej hard rockowe wcielenie zespołu. Hard rockowy
„Keep Holding on” pozwala nam odpocząć i
zrelaksować się i odpłynąć w romantycznym klimacie. Więcej
Rainbow uświadczymy w „Againts the World”, w
szybszym „Survive”
. Ten świetny album zamyka energiczny „Down fall in Blood”,
który jest kwintesencją stylu Concerto Moon jak i samego
gatunku.
Zmiany personalne i pewne
zawirowania nie przeszkodziło Concerto Moon przed nagraniem
kolejnego udanego albumu. „Between life and death” to bardzo
przemyślany i zróżnicowany album, który zabiera nas
do świata, którzy rządzi się innymi zasadami, a gitara
elektryczna jest przewodnikiem. Nowy album brzmi świeżo i nie
zawodzi w żadnym calu. Fani neoklasycznego power metalu nie powinni
tego przegapić.
Ocena: 8.5/10
Nigdy nie przepadałam za muzyką japońską, ale z ciekawości przesłucham. Może się w końcu przekonam ;)
OdpowiedzUsuń