Strony

piątek, 2 września 2016

HELLHOUND - Nothing Left (2016)

Dla niektórych zespołów lata 80 okazały się przepustką do sławy i złotym okresem jeśli chodzi o nagrywanie kluczowych wydawnictw. Jednak dla niektórych bandów z takich czy innych powodów był to okres przekleństwa. Stworzyć ciekawy band o intrygującej nazwie, mieć własny styl i pomysł na siebie i nie wydać przy tym debiutanckiego albumu brzmi jak dowcip. Ten czarny scenariusz spełnił się amerykańskiej formacji Hellhound. Zaczynali już w 1981 r i starali się tworzyć thrash metal o bardziej heavy metalowym charakterze. W swojej muzyce nie kryli wpływów Exodus, Testament czy Artillery. Mieli w sobie to coś, jednak nie wypaliło w latach 80. Teraz band powrócił do świata żywych i dzięki pomocy Stormspell Records udało się w końcu wydać debiutancki album w postaci „Nothing Left”.

Powroty po tylu latach nie zawsze kończą się sukcesu i nie pomaga czasami nawet to, że kapela już zaczynała w latach 80 czy 90. Hellhound odradza się i w składzie są mocne nazwiska, ludzie którzy mieli spory udział w twórczości Ancient Empire czy Shadowkiller. Tak więc dał pewną gwarancję, że poziom muzyki zawartej na płycie jest wysoki. Stormspell Records to wytwórnia, które lubi pomagać takim kapelą, a co ważne też nigdy nie wydała jakiegoś słabego i bez wyrazu albumu. To co dostajemy od Hellhound to agresywny, melodyjny i energiczny thrash metal z domieszką heavy metalu. Thrash metalowy pazur nadaję każdej kompozycji wokalista Joe Liszt, który dysponują niezłą techniką i manierą. Z kolei Bob Edwards wspiera Joe'go na linii partii gitarowych i razem tworzą coś niezwykłego. Płyta kipi energią i każdy utwór to jazda bez trzymanki. Nie brakuje ciekawych przejść, szaleństwa czy godnych uwagi riffów, które można wpisać do grona tych najciekawszych z roku 2016. Echa lat 80 czy 90 są, ale „Nothing Left” z soczystym, ostrym brzmienie pokazuje, że jest to płyta naszych czasów. Jeśli tak ma się prezentować thrash metal na dzień dzisiejszy to nie mam nic przeciwko temu. Wracając do samej płyty, to trzeba też podkreślić, że zespół o każdy drobny detal i właściwie nie znajdziemy tutaj wpadki czy wady, która przekreśli całość.

Płyta zaczyna się od mocnego wejścia. „Red Sun, Black Sand” to prawdziwa petarda i na pewno wyróżnia ją surowsze brzmienie gitar i taka nutka szaleństwa. Słychać, że to thrash metal, choć nie brakuje elementów wyjętych z US heavy metalu. Nawiązania do Attacker czy helstar są jak najbardziej słyszalne. Co może się podobać na debiutanckim krążku Hellhound to spora dawka przebojowości i takiej melodyjności. Przejawia się to znakomicie w „The Bleeding Edge”, który należy zaliczyć do grona najciekawszych kawałków na płycie. Mocna linia basowa wygrywana przez Richiego w „Circle of Trust” potwierdza jego umiejętności i jeszcze bardziej urozmaica album. Dalej mamy żywiołowy „Hollow Faith”, który potrafi wciągnąć w ten swój ponury świat. Tutaj zespół oddala się w rejony topornego niemieckiego thrash metalu. Pewien powiew nowoczesności mamy w mroczniejszym „Blood Fued”. Zespół pozwolił sobie nawet na wtrącenie elementów power metalu w chwytliwym „As the needle Drips”, który pokazuje jak zespół potrafi być elastycznym i odnaleźć się w każdej konwencji. Z kolei klimatyczny „Beyond time & space” to taki ukłon w stronę technicznego Heathen czy Megadeth. Album wieńczy kolejna petarda, tym razem „Killing Spree”, która ma coś z wczesnego Helloween.


Nie ma miejsca na nie potrzebne ballady, na kombinowanie, zespół i tak sporo czasu stracił. Czas nadrobić straty i wrócić na dobre do muzycznego biznesu. „Nothing Left” to jedna z najważniejszych premier roku 2016. Na płycie znajdziemy 9 znakomitych perełek utrzymanych w stylistyce heavy/thrash metalu z dużą dawką melodyjności i agresywności. Tyle lat przyszło czekać na debiutancki album Hellhound, ale warto było wierzyć w ich powrót. Płyta jest dobrze wyważona i pokazuje, że thrash metal ma się bardzo dobrze. Hellhound, który powstał w latach 80 powrócił, a dowodem tego jest ich debiutancki album „Nothing Left”. Zapnijcie pasy, czeka Was bowiem jazda bez trzymanki. Emocje gwarantowane.

Ocena: 9,5.10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz