Strony

środa, 31 sierpnia 2016

BOOZE CONTROL - The Lizard Rider (2016)

Wystarczy jedno spojrzenie na okładkę „The Lizard Rider” i od razu wszystko jest jasne. Mamy przed sobą najnowsze dzieło niemieckiej formacji Booze Control, która działa sukcesywnie od 2009r. Stawiają małe kroczki w wielkim heavy metalowym świecie, ale ich muzyka mimo oklepanej formuły i wtórności jest urocza i miła dla ucha. Takich kapel jest coraz więcej i jest naprawdę w czym przebierać, a ostatnio można wręcz stracić rachubę w tym wszystkim. Booze Control to nic nowego w metalowym światku, to też nie żadna wariacja na temat heavy metalu z lat 80. To po prostu czysty, klasyczny heavy metal mocno osadzony we wczesnym Iron Maiden, Judas Priest, Omen czy Grim Reaper. Ich atutem jest swego rodzaju lekkość, brak jakiś wymuszonych zagrywek, umiejętność tworzenia ciekawych hitów i pomysł na siebie. Jasne jest to kolejna kapela, która brzmi jak wiele innych w tym gatunku, ale trzeba mieć na uwadze, że coraz ciężej jest zaskoczyć potencjalnego słuchacza. Niby wszystko to co słyszę na trzecim krążku niemieckiej formacji jest mi znane, to jednak słucha się tego przyjemnie. Muzyka Booze Control to w zasadzie mocny, zadziorny wokal Davida Kuriego, a także ciekawe i banalne momentami zagrywki duetu gitarowego w postaci David/Jendrik. Panowie dają czadu, choć nie tworzą niczego oryginalnego, ani też wspinając się na wyżyny swoich zdolności technicznych. Atutem jest tutaj szczerość, granie z miłości do metalu, a także chwytliwe kompozycje, które trafiają do słuchacza. Kiedy wkracza otwieracz „The Wizard” to już wiadomo, że okładka nie kłamała i naprawdę mamy wycieczkę do lat 80. Oklepany, energiczny riff i żywioły refren i hit gotowy. Szybki „Vile Temptress” nasuwa stare kawałki żelaznej dziewicy, a to już spora zaleta. Nie tak łatwo nawiązać do pierwszych dwóch płyt Iron Maiden i to w takim stylu. Pozytywnie zaskakuje marszowy i bardziej złożony „Nevermore”. To nie koniec wrażeń. Pojawiają się też takie momenty jak „Rats in the Walls” gdzie wychodzi sztuczna perkusja i niezwykła prostota. Czasami, aż się prosi o jakiś zryw i element zaskoczenia. Najlepiej zespół wypada w szybkich i nieco bardziej speed metalowych formułach i to potwierdza przebojowy „Metal frenzy” czy „Fury Road”. To właśnie ta część płyty sprawia, że płyta jest o wiele ciekawsza. Całość zamyka „Exciter”, który tylko potwierdza w jakim stylu gustuje zespół i jak brzmi tak naprawdę cała płyta. Szkoda, że nie ma większego urozmaicenia i nieco większego zaskoczenia. Wszystko momentami jest na jedno kopyto, co przedkłada się na ostateczny werdykt. Solidny heavy metal w stylu lat 80, jednak ten zespół stać na więcej.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz