Wystarczy jedno
spojrzenie na okładkę „The Lizard Rider” i od razu wszystko
jest jasne. Mamy przed sobą najnowsze dzieło niemieckiej formacji
Booze Control, która działa sukcesywnie od 2009r. Stawiają
małe kroczki w wielkim heavy metalowym świecie, ale ich muzyka mimo
oklepanej formuły i wtórności jest urocza i miła dla ucha.
Takich kapel jest coraz więcej i jest naprawdę w czym przebierać,
a ostatnio można wręcz stracić rachubę w tym wszystkim. Booze
Control to nic nowego w metalowym światku, to też nie żadna
wariacja na temat heavy metalu z lat 80. To po prostu czysty,
klasyczny heavy metal mocno osadzony we wczesnym Iron Maiden, Judas
Priest, Omen czy Grim Reaper. Ich atutem jest swego rodzaju lekkość,
brak jakiś wymuszonych zagrywek, umiejętność tworzenia ciekawych
hitów i pomysł na siebie. Jasne jest to kolejna kapela, która
brzmi jak wiele innych w tym gatunku, ale trzeba mieć na uwadze, że
coraz ciężej jest zaskoczyć potencjalnego słuchacza. Niby
wszystko to co słyszę na trzecim krążku niemieckiej formacji jest
mi znane, to jednak słucha się tego przyjemnie. Muzyka Booze
Control to w zasadzie mocny, zadziorny wokal Davida Kuriego, a także
ciekawe i banalne momentami zagrywki duetu gitarowego w postaci
David/Jendrik. Panowie dają czadu, choć nie tworzą niczego
oryginalnego, ani też wspinając się na wyżyny swoich zdolności
technicznych. Atutem jest tutaj szczerość, granie z miłości do
metalu, a także chwytliwe kompozycje, które trafiają do
słuchacza. Kiedy wkracza otwieracz „The Wizard” to
już wiadomo, że okładka nie kłamała i naprawdę mamy wycieczkę
do lat 80. Oklepany, energiczny riff i żywioły refren i hit gotowy.
Szybki „Vile Temptress” nasuwa stare kawałki
żelaznej dziewicy, a to już spora zaleta. Nie tak łatwo nawiązać
do pierwszych dwóch płyt Iron Maiden i to w takim stylu.
Pozytywnie zaskakuje marszowy i bardziej złożony „Nevermore”.
To nie koniec wrażeń. Pojawiają się też takie momenty jak „Rats
in the Walls” gdzie wychodzi sztuczna perkusja i niezwykła
prostota. Czasami, aż się prosi o jakiś zryw i element
zaskoczenia. Najlepiej zespół wypada w szybkich i nieco
bardziej speed metalowych formułach i to potwierdza przebojowy
„Metal frenzy” czy „Fury Road”. To właśnie ta część
płyty sprawia, że płyta jest o wiele ciekawsza. Całość zamyka
„Exciter”, który tylko potwierdza w jakim stylu gustuje
zespół i jak brzmi tak naprawdę cała płyta. Szkoda, że
nie ma większego urozmaicenia i nieco większego zaskoczenia.
Wszystko momentami jest na jedno kopyto, co przedkłada się na
ostateczny werdykt. Solidny heavy metal w stylu lat 80, jednak ten
zespół stać na więcej.
Ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz