Strony

piątek, 4 maja 2018

IRON ANGEL - Hellbound (2018)

Za każdym razem kiedy powraca jakaś kapela z lat 80 to cieszę się jak małe dziecko. Po prostu miło widzieć, że kolejna kapela powraca z nową muzyką i pokazuje światu, że wciąż mają w sobie to coś. Niemiecki Iron Angel to gratka dla fanów lat 80, zwłaszcza dla tych co żyją speed/thrash metalem z domieszką teutońskiego heavy metalu. Przede wszystkim Iron Angel to ten typ co Grave Digger, Exciter, Warrant czy Agent Steel. Ta niemiecka formacja działałą w latach 80 i wydała dwa bardzo udane albumy, jednak w 1986 przerwali działalność. Próbowali powrócić parę razy, ale jakoś nie udało się zostać na dobre. W 2015 r udało się ta sztuka i zespół wrócił, a owocem tego powrotu jest nowy album zatytułowany "Hellbound", który może sporo namieszać w tym roku. Płyta brzmi jakby powstała w latach 80 i frontowa okładka też to nam sugeruje. Najciekawsze jest to, że band tworzy zupełnie nowy skład. Z pierwotnego Iron angel został Dirk Schroder, który napędza ten band swoim wokalem. Jego wokal nic nie stracił na atrakcyjności, to czysta przyjemność słyszeć jego głos w takiej formie. Dobrze ten stan rzeczy przedstawia otwieracz "Writings on the wall", który pokazuje  ze płyta zapowiada się wyśmienicie. Dokładnie tak jest. Mischi i Robert, choć są w zespole krótko to bardzo dobrze się rozumieją i dają czadu na płycie. Już rozpędzony, thrash metalowy "Judgment day" świetnie obrazuje ten stan rzeczy. To prawdziwa petarda, która odświeża patenty z lat 80 i 90.  W podobnej konwencji utrzymany jest energiczny "Hell and Back", który przypomina stare dobre czasy Exciter, Grave Digger czy Accept. Band sprawdza się też w bardziej rozbudowanych kompozycjach co potwierdza "Carnivore Flashmob", a znacznie więcej klasycznego heavy/speed metalu mamy "Blood and leather". Trzeba przyznać, że album napakowany jest petardami i każdy utwór to prawdziwa perełka. "Deliverance in black" to dynamiczny i ostry speed metal utrzymanym w starym stylu. Na takie klasyczne granie wciąż jest popyt. "Hellbound" ma coś z Accept, coś  Overkill czy Exciter, ale to w niczym nie przeszkadza, bo to kolejny świetny utwór na płycie. Partie gitarowe w tym kawałku są idealnie i pokazują jaki poziom panowie reprezentują z sobą. Całość zamyka rozpędzony "Ministry of metal", który porywa swoją agresją i dynamiką. Sporo dzieje się w tym kawałku i to jest dobre podsumowanie nowego dzieła niemców. Na takie płyty warto czekać nawet kilkanaście lat. Płyta jest perfekcyjna pod każdym względem. Nie ma słabych kawałków i każdy utwór jest na wagę złota. Jedna z najlepszych płyt roku 2018.

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz