Lordi systematycznie wydaje nowe albumy i nikogo nie powinno dziwić, że po dwóch latach band wraca z nowym dziełem zatytułowanym "Sexorcism". Sam album można porównać do "Deadache" czy "Babez for breakfest". Tradycyjnie jest to mieszanka mrocznego heavy metalu i melodyjnego hard rocka. W dalszym ciągu Lordi trzyma się przebojowego charakteru i na nowym albumie jest to bardzo słyszalne. Tak więc nie ma tutaj niczego nowego, a jedynie wszystko to do czego nas Lordi przyzwyczaił. Już rozbudowany otwieracz "Sexorcism" uwidacznia te rozpoznawalne cechy Lordi. Jest mrocznie, tajemniczo, przebojowo i bardzo melodyjnie. Mr. Lordi jak zwykle imponuje swoją manierą wokalną i drapieżności. Ciężko sobie wyobrazić muzyke Lordi bez tego wyjątkowego wokalisty. Płytę promował niezwykle rockowy "Youe tongue 's got the cat" oraz klimatyczny "Naked in my celler", które ukazują przebojowy charakter tej płyty. Na wyróżnienie zasługuje ostry i zadziorny "The beasts is yet to cum", w którym można doszukać się elementów deep purple. Jednym z najciekawszych utworów na płycie jest hit "slashion model girls", który zaskakuje lekkością i przebojowością. W takiej hard rockowej konwencji Lordi wypada najlepiej.Dalej mamy nieco szybszy "Rimskin assasins" czy agresywny "Hell has room". Na sam koniec zostaje rozbudowany i urozmaicony "Haunting season". Płyta szybko zlatuje i zostawia po sobie bardzo dobre wrażenie. Przede wszystkim materiał jest wyrównany i urozmaicony. Dzieje się sporo i nie ma powodów do narzekania. Na pewno warto obczaić jak się trzyma Lordi. Śmiało można zaliczyć "Sexorcism" do najciekawszych płyt tej fińskiej formacji.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz