Strony

sobota, 3 czerwca 2023

PRYDAIN - The gates of aramore (2023)


 Od razu widać do kogo skierowany jest owy album. Widać gołym okiem słodki klimat fantasy i już można domyślać się, że to płyta z kręgu symfonicznego power metalu w klimatach Rhapsody, Marius Danielsen Legend of Valley Doom, czy Twilight Force. Jedynie z czym można chybić to z skąd ten band pochodzi. Obstawiałem, że Prydain to nowy reprezentant włoskiej sceny metalowej albo niemieckiej. Prydain to amerykański band, który działa od 2020r. Debiutancki krążek zatytułowany "The Gates of Aramore".

Na pewno ciężko mówić o zespole w kategorii debiutantów, bo przecież tworzą go doświadczeni muzycy. Band powołał do życia multiinstrumentalista Austin Dixon. Do współpracy zaprosił Boba Katsionisa w roli gitarzysty, basisty, a także klawiszowca Jonah Weingartena, wokalistę Mik;e Lee. Skład imponuje i powinna powstać płyta wybitna, a wcale tak nie jest. Dobra oprawa brzmieniowa, miła dla oka okładka i znakomity skład, to nie wszystko. Trzeba dobrych pomysłów, trzeba ciekawych rozwiązań aranżacyjnych i tego tu zabrakło. Band grać potrafi i gra bardzo dobrze, ale odnoszę wrażenie że to płyta jakich pełno. Zagrana z zachowaniem ostrożności i bez ryzyka. Jest to wszystko zachowawcze i bardzo oklepane. Słyszało się to nie raz i w lepszym wykonaniu. Mimo niedociągnięć to wciąż płyta dobra i godna uwagi.

Dobrze się słucha rozpędzonego "The gates of Aramore" i to na pewno jedna z najciekawszych kompozycji na płycie. Jest energia, jest pazur, a przede wszystkim jest w tym pasja i miłość do europejskiego power metalu. Nic odkrywczego tu nie znajdziemy. Marszowy "Sail the seas" jest bardziej epicki, bardziej podniosły, ale brakuje elementu zaskoczenia i jakiegoś mocniejszego uderzenia. Rasowy europejski power metal znajdziemy w "quest for the fallen" i słychać tutaj wiele oklepanych patentów, ale słucha się tego z dużą przyjemnością.  Szybkie tempo, wyrazisty refren i łatwo wpadający w ucho refren robią swoje. Band dobrze wypada też w nieco bardziej rozbudowanych kompozycjach, co potwierdza to rozpędzony "Ancient Whispers", który momentami przypomina stare dobre czasy Helloween, ale nie tylko. To taki hołd dla klasycznego power metalu lat 80 czy 90. Najdłuższy na płycie jest "Kingdom Fury", który wydaje się wydłużony na siłę, ale mimo trzyma wysoki poziom.

Prydain może być dumny z swojego debiutu, bo to naprawdę dobrze skrojony album z klasycznym, europejskim power metalem.  Nie brakuje ciekawych melodii, godnych uwagi przebojów i wciągających riffów. Dobrze jest wszystko zagrane, a zabrakło może jakiegoś elementu zaskoczenia, może świeżości, by móc konkurować z najlepszymi. Mimo pewnych wad, jest to wciąż bardzo istotny debiut roku 2023.

Ocena: 7.5/10

1 komentarz: