Strony

poniedziałek, 8 października 2012

SEVEN KINGDOMS - The Fire Is Mine (2012)

Istnieją takie zespoły, które choć niebyt długo goszczą na scenie, choć nie grają od wielu lat, choć są jeszcze młodzi i sporo przed nimi, to potrafią zdobyć sławę, rozgłos, zdobyć nie małe grono fanów i dobrym tego przykładem jest amerykański zespół power metalowy SEVEN KINGDOMS, który właśnie cieszy się z wydania swojego trzeciego albumu o tytule „The Fire Is Mine”. Muzycznie gdy się słucha nowego albumu jak i poprzednich wydawnictw to ma się wrażenie że mamy do czynienia z standardowym zespołem europejskim, który wzorował się na takich kapelach jak SINERGY, HELLOWEEN, FREEDOM CALL i takiego typowego amerykańskiego power metalu nie ma. Historia zespołu jest bogata, ale ja pozwolę sobie ją nieco streścić, tak więc jest to kapela która została założona w 2007 z inicjatywy gitarzysty Camden Cruza i wokalisty Bryana Edwards i w tym roku ukazał się debiutancki album „Brothers in The Night”. Po wydaniu tego krążka kapela postanowiła zmienić nieco styl,z rezygnowali z partii klawiszowych i wtedy tez z zespołu odeszli Bryan i Cory, a w ich miejsce pojawili się : basista Miles Neff i wokalistka Sabrina Valentine i w nowym składzie nagrano drugi album, a mianowicie „Seven Kingdoms” który ukazał się w 2010r. SEVEN KINGDOMS właśnie przez ową wokalistką zyskuję na atrakcyjność i i nieco oryginalności, bo takowych kapel jest mniej aniżeli tych z męskim wokalem. Jak działa machina SEVEN KINGDOMS ? Słuchając nowego albumu można zauważyć, że wszystko opiera się tak w innych kapelach z tego gatunku a więc na dynamicznej sekcji rytmicznej, mocnych, ostrych, melodyjnych, szybkich, rytmicznych partiach gitarowych, a te wygrywane przez duet Cruz/Byrd, którzy stronią od świeżego podejścia do tematu, może nie wyróżniają się niczym specjalnym, to jednak grają na bardzo dobrym poziomie, jest lekkość, melodyjność, czasami finezyjność i przede wszystkim energia jaka jest niezbędna w power metalowej formule. Oczywiście ważnym elementem układanki SEVEN KINGDOMS jest wokal Sabriny, który może nie powala, może też niektórych nieco odsiać, ale potrafi śpiewać melodyjnie, podniośle, z werwą i to świetnie wpisuje się w całe instrumentarium. Nowy album przykuwa uwagę już na pewno od strony wizualnej, do tego trzeba pochwalić za mocne, soczyste, ciężkie brzmienie.

Poprzednie albumy było momentami słodkie, momentami nieco mało atrakcyjne, tutaj trzeba przyznać że materiał jest równy, zróżnicowany, dynamiczny i przede wszystkim u mila czas za sprawą przebojowego charakteru. Od samego początku dostajemy solidne utwory i taki szybki „After the Fall”, melodyjny „Forever Brave” przesiąknięty twórczością Kaia Hansena, dynamiczny „Flame Of Olympus” który ma coś z GAIA EPICUS, a coś z HELLOWEEN, a więc kolejny standardowy power metalowy kawałek o bardzo przebojowym refrenie i niezwykłej rytmiczności, czy też w końcu nieco bardziej stonowany „Symphony Of stars” z podniosłym i zapadającym w pamięci refrenem. W „The Fire Is Mine” pojawiają się elementy progresywnego metalu, czy też rocka i tutaj nieco tempo siada. Z Kolei „Kardia” to nastrojowa ballada, ale brakuje tutaj mi elementu zaskoczenia. Utworem, który nasuwa amerykański power metal jest bez wątpienia ostry „Fragile Minds Collapse” w którym pojawiają się również cechy thrash metalu i ogólnie jest to kolejna mocna kompozycja na płycie. O bardzo dobrej sekcji rytmicznej świadczyć może nieco urozmaicony „In The Twisted Twilight” gdzie raz jest wolno, raz szybko, raz melodyjnie, raz agresywnie. Na uwagę zasługują również partie gitarowe. Album jest zróżnicowany bo są utwory szybkie i wolniejsze, krótkie, zwarte i długie, bardziej rozbudowane, epickie takie jak zamykający „The King In The North” .

Solidny materiał, który wypchany jest przebojami, duża dawka melodii, chwytliwych refrenów, mocne brzmienie, staranne aranżacje i bardzo dobre umiejętności muzyków sprawiają, że nowy album amerykanów to bardzo dobry przykład standardowego albumu power metalowego .

Ocena: 8/10

1 komentarz: