Istnieją takie zespoły,
które choć niebyt długo goszczą na scenie, choć nie grają
od wielu lat, choć są jeszcze młodzi i sporo przed nimi, to
potrafią zdobyć sławę, rozgłos, zdobyć nie małe grono fanów
i dobrym tego przykładem jest amerykański zespół power
metalowy SEVEN KINGDOMS, który właśnie cieszy się z
wydania swojego trzeciego albumu o tytule „The Fire Is Mine”.
Muzycznie gdy się słucha nowego albumu jak i poprzednich wydawnictw
to ma się wrażenie że mamy do czynienia z standardowym zespołem
europejskim, który wzorował się na takich kapelach jak
SINERGY, HELLOWEEN, FREEDOM CALL i takiego typowego amerykańskiego
power metalu nie ma. Historia zespołu jest bogata, ale ja pozwolę
sobie ją nieco streścić, tak więc jest to kapela która
została założona w 2007 z inicjatywy gitarzysty Camden Cruza i
wokalisty Bryana Edwards i w tym roku ukazał się debiutancki album
„Brothers in The Night”. Po wydaniu tego krążka kapela
postanowiła zmienić nieco styl,z rezygnowali z partii klawiszowych
i wtedy tez z zespołu odeszli Bryan i Cory, a w ich miejsce
pojawili się : basista Miles Neff i wokalistka Sabrina Valentine i
w nowym składzie nagrano drugi album, a mianowicie „Seven
Kingdoms” który ukazał się w 2010r. SEVEN KINGDOMS właśnie
przez ową wokalistką zyskuję na atrakcyjność i i nieco
oryginalności, bo takowych kapel jest mniej aniżeli tych z męskim
wokalem. Jak działa machina SEVEN KINGDOMS ? Słuchając nowego
albumu można zauważyć, że wszystko opiera się tak w innych
kapelach z tego gatunku a więc na dynamicznej sekcji rytmicznej,
mocnych, ostrych, melodyjnych, szybkich, rytmicznych partiach
gitarowych, a te wygrywane przez duet Cruz/Byrd, którzy
stronią od świeżego podejścia do tematu, może nie wyróżniają
się niczym specjalnym, to jednak grają na bardzo dobrym poziomie,
jest lekkość, melodyjność, czasami finezyjność i przede
wszystkim energia jaka jest niezbędna w power metalowej formule.
Oczywiście ważnym elementem układanki SEVEN KINGDOMS jest wokal
Sabriny, który może nie powala, może też niektórych
nieco odsiać, ale potrafi śpiewać melodyjnie, podniośle, z werwą
i to świetnie wpisuje się w całe instrumentarium. Nowy album
przykuwa uwagę już na pewno od strony wizualnej, do tego trzeba
pochwalić za mocne, soczyste, ciężkie brzmienie.
Poprzednie albumy było
momentami słodkie, momentami nieco mało atrakcyjne, tutaj trzeba
przyznać że materiał jest równy, zróżnicowany,
dynamiczny i przede wszystkim u mila czas za sprawą przebojowego
charakteru. Od samego początku dostajemy solidne utwory i taki
szybki „After the Fall”, melodyjny „Forever Brave”
przesiąknięty twórczością Kaia Hansena, dynamiczny „Flame
Of Olympus” który ma coś z GAIA EPICUS, a coś z
HELLOWEEN, a więc kolejny standardowy power metalowy kawałek o
bardzo przebojowym refrenie i niezwykłej rytmiczności, czy też w
końcu nieco bardziej stonowany „Symphony Of stars” z
podniosłym i zapadającym w pamięci refrenem. W „The Fire Is
Mine” pojawiają się elementy progresywnego metalu, czy też
rocka i tutaj nieco tempo siada. Z Kolei „Kardia” to
nastrojowa ballada, ale brakuje tutaj mi elementu zaskoczenia.
Utworem, który nasuwa amerykański power metal jest bez
wątpienia ostry „Fragile Minds Collapse” w którym
pojawiają się również cechy thrash metalu i ogólnie
jest to kolejna mocna kompozycja na płycie. O bardzo dobrej sekcji
rytmicznej świadczyć może nieco urozmaicony „In The Twisted
Twilight” gdzie raz jest wolno, raz szybko, raz melodyjnie, raz
agresywnie. Na uwagę zasługują również partie gitarowe.
Album jest zróżnicowany bo są utwory szybkie i wolniejsze,
krótkie, zwarte i długie, bardziej rozbudowane, epickie takie
jak zamykający „The King In The North” .
Solidny materiał, który
wypchany jest przebojami, duża dawka melodii, chwytliwych refrenów,
mocne brzmienie, staranne aranżacje i bardzo dobre umiejętności
muzyków sprawiają, że nowy album amerykanów to bardzo
dobry przykład standardowego albumu power metalowego .
Ocena: 8/10
Taki amerykański Oratory. ;)
OdpowiedzUsuń