Jak mówi jedno
mądre stwierdzenie „ nie oceniaj książki (zawartości) po
okładce” i nie zawsze się nim kieruję, bo czasem trzeba czymś
się pokierować przy wyborze płyty heavy metalowej, a jeżeli nazwa
zespołu mi nic nie mówi to jedynym wyjściem jest pokierować
się tym co widzą moje oczy tak też się stało w przypadku nowego
albumu kanadyjskiego zespołu CAULDRON. „Tommorow's
Lost” to album, który zdobi znakomita szata graficzna, o
nie zwykłym klimacie i ten mrok jaki na niej panuje, nasuwa płyty z
gatunku death czy doom metal, to też się zdziwiłem kiedy
dowiedziałem się że ta kapela gra heavy metal. Historia owej
kapeli zaczyna się w roku 2006 roku kiedy rozpadł się heavy/doom
metalowy GOAT HORN. CAULDRON składa się z trzech muzyków:
basistę Jasona Decaya , który zajmuje się też śpiewaniem,
Iana Chainsa który pełni rolę gitarzysty, a od nie dawna
trzecim muzykiem jest Myles Deck. Pierwszy album tej grupy ukazał
się w 2009 roku, drugi w 2011, a teraz pojawił się w końcu trzeci
album, który ukazał się pod skrzydłami nowej wytwórni,
a mianowicie Earache Records. Stylistycznie jest to heavy metal dość
prosty, bez jakiś udziwnień, jest to grania dynamiczne, melodyjne
przyozdobione nieco mroczniejszym klimatem, momentami ocierającymi
się o doom metal i duża w tym zasługa sekcji rytmicznej, która
kreuje mroczny klimat, tajemniczość i pod tym względem nowy album
wypada znakomicie. Co też składa się na ów styl kapeli, to
chwytliwe melodie, może momentami mało wyraźne, przez ciężar,
może momentami przytłoczone przez mocne, mroczne brzmienie, ale
wsłuchując się w następujące po sobie partie muzyków, ich
wykonanie, pomysłowość, technikę, wsłuchując się w strukturę
kompozycji i to jak zostały stworzone to można stwierdzić, że
mimo wtórnego charakteru jest to solidne heavy metalowe
łojenie, które powinno przyciągnąć młodych słuchaczy,
którzy cenią sobie agresję, zadziorność, a także starych
słuchaczy, którzy lubią starą szkołę heavy metalu, którzy
lubią specyficzny wokal, a taki jest wokal Jasona, może nieco mało
agresywny, może nie zbyt podniosły, ale świetnie się wpisuje w
ostre, dynamiczne partie gitarowe Iana Chainsa. Tak więc jak ktoś
kocha stylistykę takich kapel jak WOLF, STEELWING czy też HOLY
GRAIL to z pewnością przekona się do stylu tej formacji.
A co z zawartością? W
przypadku tego krążka okładka jest adekwatna do zawartości i
również trzyma wysoki poziom jak na takie wtórne
granie. Nikogo nie powinno zdziwić że album jest zdominowany przez
szybkie, dynamiczne utwory jak otwierający „End Of Time”,
melodyjny „Nitebreaker” gdzie jest coś z WOLF coś JUDAS
PRIEST i takie skojarzenia mam podczas słuchanie owego riffu. W
podobnej stylistyce utrzymany jest „Burning Fortune” który
należy uznać za najszybszy, najagresywniejszy kawałek i jest to
również najkrótszy utwór. Ciekawie zostają
tutaj wplecione motywy thrash metalu co słychać po agresji, czy tez
doom metalu co słychać po sekcji rytmicznej i brzmieniu. Do grona
dynamicznych utworów warto zaliczyć również rytmiczny
„Fight For a Day”, Ponadto album zawiera kompozycje
stonowane i dość ciężkie ( „Born to Struggle”),
kompozycje oparte na patentach z lat 80 ( „Summoned to Succumb”
przypominający JUDAS PRIEST z 1982r), utwory, które są
oparte na stonowanym tempie i prostym motywie jak to ma miejsce w
„Endless Ways”, czy tez w końcu klimatyczne jak
„Tomorrow's Lost (Sun Will Fall)”.
Kto szuka wrażeń, kto
szuka porządnego albumu z soczystym, przesiąkniętym latami 80 heavy
metalem, kto lubi wsłuchiwać się w specyficzne wokale, ostre
gitary, mocną sekcją rytmiczną, kto ludi dynamiczny i chwytliwy
metal nawiązujący do takich kapel jak STEELWING, WOLF, HOLY GRAIL,
czy wiele innych kapel, które próbują nawiązać do
lat 80 ten bez wątpienia powinien obczaić nowy album kanadyjskiej
formacji CAULDRON, bo jest to wydawnictwo na które warto
poświęcić swój cenny czas, na pewno nie pożałujecie.
Ocena: 8/10
Zgoda PMW!!!Nie jest to jakiś wielki heavy metal,ale przyzwoita produkcja,którą fajnie się słucha.
OdpowiedzUsuńhi
OdpowiedzUsuńStrasznie cicho zgrana płyta w porównaniu do poprzednich, brzmienie takie wydelikatnione, a wokal ... ech. Za bardzo zmiękcza muzę, no i za monotonny.
OdpowiedzUsuń