wtorek, 23 października 2012

GHOST - Opus Eponymous (2010)

Czy można stworzyć coś świeżego, nie powtarzalnego korzystając z elementów znanych? Czy można wzbudzić zainteresowanie słuchaczy poprzez tworzenie mrocznego klimatu w stylu KINGA DIAMONDA, MERCYFUL FATE, jednocześnie stawiając na własny styl? Czy bazując na patentach z lat 70/80 można stworzyć coś jednocześnie nowego?

Powyższe pytania nie pozostają bez odpowiedzi, na pewno nie w przypadku szwedzkiego GHOST, który został założony w roku 2008. Tutaj zaczyna się coś czym nie może pochwalić się właściwie żadna inna mi znana kapela, o to wytwórnia Rise Above jak i sam zespół zrobili ciekawy chwyt marketingowi i owiali tajemnicą wszelkie informacje na temat zespołów i muzyków, którzy go tworzą. Występując na scenie bawią się w swój teatrzyk i tam też dbają o swoją anonimowość, przebierając się w mroczne stroje kapłanów, zaś wokalista przebiera się za papieża i taki wątek już sprawia, że jest zainteresowanie ową kapelą. "Opus Eponymous" to ich debiutancki krążek, który wzbudził nie małe zainteresowanie w roku 2010 początkowo wśród poszukiwaczy mniej znanych i oryginalnie brzmiących kapel, potem bardziej od strony medialnej i tak dobre rozkręciła się machina wzrostu popularności owej szwedzkiej kapeli. Młody zespół zasłużył sobie na owe zainteresowanie i uwagę słuchaczy nie tylko ze względu na tajemniczość, czy ciekawy strój sceniczny i niezwykłe show podczas koncertów, ale w dużej mierze dzięki stylowi muzycznemu jaki prezentują na płycie no i poziomowi kompozycjom. GHOST to nie jeden z wielu podobnych zespołów, a raczej jeden z nie wielu, o czym świadczyć może klimatyczna okładka, która nasuwa lata 70/80 i ten styl jej narysowania też potrafi przykuć uwagę i wzbudzić grozę w słuchaczu. Podobnie jest z tym co usłyszmy już odpalając płytę. Szwedzi poszli tak jak większość młodych kapel po stare, zakurzone patenty, motywy, jednak zrobili to z niezwykłym smakiem. Zespół nawiązuje do starych lat 70/80, do wielu kapel zapomnianych i tych bardziej kultowych typu MERCYFUL FATE czy KING DIAMOND. Jednak warto zaznaczyć, że styl młodego zespołu jest o wiele bardziej rozbudowany i wykracza poza tak jasno określone granice, ponieważ tutaj rasowego metalowego łojenia w stylu MERCYFUL FATE nie uświadczymy i więcej tutaj jest nawiązań do psychodelicznego rocka, do occult rocka, czy post rocka. Stąd też może wynikać pewień nie dosyt, że album nie jest może nieco cięższy, bardziej metalowy. Na pewno nie ujmuje to zespołowi oryginalności, pomysłowości, czy też talentu, który jest słyszalny niemal na każdym kroku. Wokalista wokalnie przypomina oczywiście Kinga Diamonda, a gitarzyści starają się tworzyć niesamowity klimat i jest mrok i chwytliwość, a także niezwykła lekkość. Momentami można by zarzucić komercyjność utworów co słychać choćby w takim „Ritual” czy też przebojowym „Stand By Him”, który wyróżnia się niesamowicie zapadającym refrenem i choć można by wytknąć tu w pewnym momencie kicz, to jednak świetnie się to miesza z przebojowością i owa świeżość oraz kilka znanych chwytów sprawiają, że jest to jedyny w swoim rodzaju album. Materiał jest właściwie zwarty, melodyjny i wypchany przebojami. Jedynie ciężko ocenić intro w postaci „Deus Culpa” który jest nastawiony klimat, na wprowadzenie słuchacza w świat GHOST i w ten ich mroczny klimat, tak więc zadanie wykonane w 100 %. Dalej już mamy właściwie przeboje przesiąknięte psychodelicznym rockiem i patentami znanymi z MERCYFUL FATE czy KING DIAMOND co słychać w partiach wokalnych, w mrocznym klimacie, tematyce utworów. Każdy z utworów za wartych na płycie można uznać za potencjalny przebój, czy jak kto woli „killer”. Rytmiczny "Con Clavi Con Dio" z ciekawym motywem ala BLACK SABBATH, dynamiczny, energiczny „Elizabeth” z chwytliwym, wręcz popowym refrenem, „Satan Preyer”z niesamowitym klimatem i budzącymi grozę klawiszami, melodyjnym, nieco kosmicznym „Genesis” będącym instrumentalnym popisem umiejętności muzyków. Nieco słabiej wypada na albumie wg mnie „Prime Mover”, a moim ulubionym kawałkiem na płycie jest „Death Kneel”. Czemuż to? Przede wszystkim ciekawy i oryginalnie brzmiący riff, niesamowity klimat, który potrafi przyprawić o dreszcze, a i melodyjności i lekkości mu nie brakuje.

Odpowiadając na wczesniej stawione pytania, GHOST to jeden z niewielu przykładów tego zjawiska, gdzie sięgając po znane patenty, które niegdyś stosowały inne kapele, bo słychać tutaj wpływy MERCYFUL FATE czy KING DIAMOND to jednak, jest to muzyka świeża, jest to coś nowego i właściwie ciężko wskazać z marszu coś podobnego. Choć słychać tutaj sprawdzone chwyty to jednak jest to coś zupełnie innego, świeżego. Do tego dochodzi ciekawy image zespołu, tajemniczość, jaką jest okryty zespół, ciekawy pomysł na styl, na wykonanie, gdzie kapela łączy elementy takich gatunków jak retro-rock, psychodeliczny rock, hard rock, stoner, doom i heavy metal i wszystko to stanowi znakomitą całość. Bardzo ważnym elementem, który odegrał równie kluczową i nie wiem czy nie najważniejszą rolę na tym albumie to klimat, który sprawił, że ta płyta stała się czymś zjawiskowym, czymś czego brakowało po tym jak King ucichł i popadł w problemy zdrowotne. Pozycja obowiązkowa dla fanów KINGA DIAMONDA, czy też psychodelicznego rocka. Jedna z najciekawszych płyt roku 2010.

Ocena: 9.5/10

2 komentarze:

  1. W pełni się zgadzam. Wyśmienita i niesamowita płyta mimo kontrowersji narosłych wokół i pozornie oklepanego grania. Polecam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie chyba najbardziej przereklamowany zespół ostatnich lat. Nie wiem jak można się tym zachwycać, dla mnie Ghost prezentuje poziom tragiczny :) Dziwny twór, sztucznie napędzany mroczną otoczką. Nawet płyty (vinylowe wydania - trudno zliczyć EPki i Single oficjalne i udające bootlegi) w momencie wypuszczenia na rynek kosztują tyle co stare, poszukiwane klasyki heavy metalu. Kpina, sztuczne nakręcanie wyjątkowości, "kultowości" bandu, który muzycznie nie ma totalnie NIC do pokazania...

    OdpowiedzUsuń