Strony

niedziela, 15 maja 2016

IRON SAVIOR - Titancraft (2016)

Wkład Pieta Sielcka w rozwój heavy/power metalu jest spory i jest to jeden z najważniejszych muzyków w tym gatunku. W końcu to właśnie on odpowiada za maczanie przy płytach takich zespołów jak Paragon, Stormwarrior, Persuader, Wizard, czy Blind Guardian. Często spełnia się w roli producenta, kolesia odpowiedzialnego za brzmienie. Jakby tego było mało, to jeszcze często występuje w roli gościa, który użycza swojego wokalu czy pomysłowości w tworzeniu ciekawych riffów czy solówek. W sumie na tym nie koniec jeśli chodzi o wkład tego pana w gatunek heavy power metalu. Piet Sielck w końcu stworzył też swój zespół o nazwie Iron Savior, który miał łączyć dwie pasje jakimi są powieści i tematyka sience fiction oraz heavy metal. Z heavy metalem miał już wiele wspólnego w latach 80. Razem z Kaiem Hansen w czasach szkolnych tworzyli zespół Gentry. Potem był Second Hell i Iron Fist, czyli pierwsze wcielenia Helloween. Jednak Pieta zabrakło w późniejszym znanym nam składzie z „Walls of jericho”. Piet zajął się produkcją i tworzeniem brzmienia dla wielu kapel heavy metalowych. Przyjaźń z Kaiem przetrwała i w efekcie panowie ponownie spotkali się właśnie przy projekcie w postaci Iron Savior. Szybko projekt stał się zespołem z prawdziwego zdarzenia. Zespół muzycznie był jak brat bliźniak Gamma Ray czy Judas Priest. Charakterystyczny i zadziorny wokal Pieta, specyficzne brzmienie do jakiego przyzwyczaił nas Piet już na wielu innych płytach stały się oznaką Iron Savior. Band w odróżnieniu od wielu innych zespołów obrał tematykę sience fiction, co jeszcze nadało zespołowi oryginalności. Tak od 1996 r band działa sukcesywnie wciąż wydając wysokiej klasy albumy. Dla wielu fanów okres z Kaiem Hansenem był tym złotym. Jednak po odejściu Kaia, Piet dalej trzymał zespół w ryzach i nagrywał świetne albumy. Przykładem tego jest „Condition Red” czy „ Baterring Ram”. Po wydaniu „Megatropolis” była dłuższa cisza i zespół wrócił dopiero po 4 latach za sprawą solidnego „The landing”. Rozpoczął się nowy etap zespołu. Do Iron Savior wrócił Jan Soren eckert, a zespół zaczął znów nagrywać bardziej urozmaicone albumy. Wielkim albumem okazał się „Rise the Hero”, w którym zespół pokazał jak grać power metal i jak nawiązać do swoich najlepszych albumów. Jednak apetyt wzrósł i fani z niecierpliwością zaczeli wyczekiwać kolejnego wydawnictwa, który będzie jeszcze lepszy. Sam zespół wydał po drodze koncertowy album i „Megatropolis” z lepszym brzmieniem. Iron savior jest na fali, a ich najnowszy krążek w postaci „Titancraft” to potwierdza.

Klimatyczna okładka osadzona w tematyce s-f przypomina stare okładki i ma w sobie coś co przyciąga uwagę. Drugą rzeczą, która też wzbudziła ogromne zainteresowanie nowym krążkiem był klip do „Way of The Blade” i to też coś nowego jeśli chodzi o twórczość Iron Savior. Jakoś nigdy nie stworzyli klipu do swojego kawałka. „Way of The Blade” to jeden z najostrzejszych kawałków jakie stworzył Piet Sielck. Ostry riff bardziej nasuwa Judas priest, Primal Fear czy Gamma ray. Jest energia, agresja, jest chwytliwy refren, który ukazuje wszelkie atuty Iron savior. Piet Sielck to nie tylko dobry wokalista i utalentowany gitarzysta, to również świetny kompozytor. Jeden z tych utworów, który idealnie przypomina okres „Unification”. Na „Titancraft” nie brakuje typowych power metalowych petard. Przykładem tego jest również energiczny i melodyjny tytułowy „Titancraft” ,który również przemyca sporo cech z „Unification” czy „Condition Red”. Słychać, że zespół jeszcze bardziej się rozwinął od ostatniej płyty. Jeszcze więcej ciekawych popisów gitarowych, a same kawałki są bardziej dopieszczone. Co jest atutem tej płyty to różnorodność i wyrównany poziom. Oprócz power metalowych petard w stylu „Strike Down The Tyranny” mamy tez wiele innych kompozycji, które pokazują nieco inne oblicze zespołu. „Seize The Day” to również energiczny kawałek, z bardziej rytmicznym tempem, ale całość ma bardziej heavy metalowy posmak. Tutaj można poczuć wpływy Judas Priest. Kolejny hit na płycie. Bardziej stonowany i toporniejszy jest „Gunsmoke” i też więcej tutaj z heavy metalu niż z power metalu. Jednak mocny riff i prosty refren robią swoje i kawałek również zapada w pamięci niemal od razu. Najdłuższą kompozycją na płycie jest „Beyond The Horizon”, w którym zespół postawił na epicki i tajemniczy klimat, a także na dość proste rozwiązania. Może zabrakło nieco ognia i jakiś bardziej rozwiniętych partii solowych. Dalej mamy ostry i stonowany „The Sun won't Rise in Hell”, który również przemyca wszelkie atuty takich kapel jak Judas Priest i Primal Fear. Piet stworzył kolejny hit, którego nie powinno zabraknąć na koncertach. Jeśli chodzi o wolniejsze kawałki to warto wspomnieć tutaj o nieco hard rockowym „Brothers in Arms” i pięknej balladzie „I surrender”, która dorównuje tym najlepszym w historii zespołu. Całość zamyka „Rebellious”, który też osadzony jest w świecie Primal fear i Judas Priest.

„Titancraft” to już 9 studyjny album tej niemieckiej formacji, która już dawno temu stała się jedną z najważniejszych kapel heavy/power metalowych i nie chodzi tutaj tylko o scenę niemiecką. Charakterystyczny styl i Piet Sielck na czele to jest maszyna nie do zatrzymania i zdarcia. Każdy album Iron Savior to wielkie święto i prawdziwa uczta dla fanów tej muzyki. Nowy album to przede wszystkim spore ilości elementów z starych płyt, a także twórczości Judas Priest. Efekt tego zabiegu jest taki, że mamy jeden z najlepszych albumów jakie nagrał ten band.

Ocena: 9/10

2 komentarze:

  1. Tak się złożyło, że przed lekturą recenzji obejrzałem teledysk do "Way of the Blade". Nie wiem, czy to skutek tradycyjnej tematyki metalowych piosenek, czy zwykłego niedofinansowania, ale klip nie rzuca na kolana. Pomysł i strona wizualna są b. ubogie, a całości dopełnia pod tym względem animowana krew, która wygląda jak narysowana w Paincie. O jego walorach promocyjnych można więc powiedzieć tylko tyle, że jest w nim zawarta muzyka z nowej płyty. Czy strona muzyczna zachęca do posłuchania całej płyty, trudno powiedzieć; mnie osobiście jednak kurczowe trzymanie się piosenek o rycerzykach nuży i rozczarowuje i zastanawiam się, czy samych muzyków też to nie męczy. Może powinni oni zmieniać się i rozwijać razem ze słuchaczami?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry album,nie gorszy od poprzedniego.;)

    OdpowiedzUsuń