Wkład Pieta Sielcka w rozwój heavy/power metalu jest spory i
jest to jeden z najważniejszych muzyków w tym gatunku. W
końcu to właśnie on odpowiada za maczanie przy płytach takich
zespołów jak Paragon, Stormwarrior, Persuader, Wizard, czy
Blind Guardian. Często spełnia się w roli producenta, kolesia
odpowiedzialnego za brzmienie. Jakby tego było mało, to jeszcze
często występuje w roli gościa, który użycza swojego
wokalu czy pomysłowości w tworzeniu ciekawych riffów czy
solówek. W sumie na tym nie koniec jeśli chodzi o wkład tego
pana w gatunek heavy power metalu. Piet Sielck w końcu stworzył też
swój zespół o nazwie Iron Savior, który miał
łączyć dwie pasje jakimi są powieści i tematyka sience fiction
oraz heavy metal. Z heavy metalem miał już wiele wspólnego w
latach 80. Razem z Kaiem Hansen w czasach szkolnych tworzyli zespół
Gentry. Potem był Second Hell i Iron Fist, czyli pierwsze wcielenia
Helloween. Jednak Pieta zabrakło w późniejszym znanym nam
składzie z „Walls of jericho”. Piet zajął się produkcją i
tworzeniem brzmienia dla wielu kapel heavy metalowych. Przyjaźń z
Kaiem przetrwała i w efekcie panowie ponownie spotkali się właśnie
przy projekcie w postaci Iron Savior. Szybko projekt stał się
zespołem z prawdziwego zdarzenia. Zespół muzycznie był jak
brat bliźniak Gamma Ray czy Judas Priest. Charakterystyczny i
zadziorny wokal Pieta, specyficzne brzmienie do jakiego przyzwyczaił
nas Piet już na wielu innych płytach stały się oznaką Iron
Savior. Band w odróżnieniu od wielu innych zespołów
obrał tematykę sience fiction, co jeszcze nadało zespołowi
oryginalności. Tak od 1996 r band działa sukcesywnie wciąż
wydając wysokiej klasy albumy. Dla wielu fanów okres z Kaiem
Hansenem był tym złotym. Jednak po odejściu Kaia, Piet dalej
trzymał zespół w ryzach i nagrywał świetne albumy.
Przykładem tego jest „Condition Red” czy „ Baterring Ram”.
Po wydaniu „Megatropolis” była dłuższa cisza i zespół
wrócił dopiero po 4 latach za sprawą solidnego „The
landing”. Rozpoczął się nowy etap zespołu. Do Iron Savior
wrócił Jan Soren eckert, a zespół zaczął znów
nagrywać bardziej urozmaicone albumy. Wielkim albumem okazał się
„Rise the Hero”, w którym zespół pokazał jak grać
power metal i jak nawiązać do swoich najlepszych albumów.
Jednak apetyt wzrósł i fani z niecierpliwością zaczeli
wyczekiwać kolejnego wydawnictwa, który będzie jeszcze
lepszy. Sam zespół wydał po drodze koncertowy album i
„Megatropolis” z lepszym brzmieniem. Iron savior jest na fali, a
ich najnowszy krążek w postaci „Titancraft” to potwierdza.
Klimatyczna okładka osadzona w tematyce s-f przypomina stare okładki
i ma w sobie coś co przyciąga uwagę. Drugą rzeczą, która
też wzbudziła ogromne zainteresowanie nowym krążkiem był klip do
„Way of The Blade” i to też coś nowego jeśli chodzi o
twórczość Iron Savior. Jakoś nigdy nie stworzyli klipu do
swojego kawałka. „Way of The Blade” to jeden z
najostrzejszych kawałków jakie stworzył Piet Sielck. Ostry
riff bardziej nasuwa Judas priest, Primal Fear czy Gamma ray. Jest
energia, agresja, jest chwytliwy refren, który ukazuje
wszelkie atuty Iron savior. Piet Sielck to nie tylko dobry wokalista
i utalentowany gitarzysta, to również świetny kompozytor.
Jeden z tych utworów, który idealnie przypomina okres
„Unification”. Na „Titancraft” nie brakuje typowych power
metalowych petard. Przykładem tego jest również energiczny i
melodyjny tytułowy „Titancraft” ,który
również przemyca sporo cech z „Unification” czy
„Condition Red”. Słychać, że zespół jeszcze bardziej
się rozwinął od ostatniej płyty. Jeszcze więcej ciekawych
popisów gitarowych, a same kawałki są bardziej dopieszczone.
Co jest atutem tej płyty to różnorodność i wyrównany
poziom. Oprócz power metalowych petard w stylu „Strike
Down The Tyranny” mamy tez wiele innych kompozycji, które
pokazują nieco inne oblicze zespołu. „Seize The Day”
to również energiczny kawałek, z bardziej rytmicznym tempem,
ale całość ma bardziej heavy metalowy posmak. Tutaj można poczuć
wpływy Judas Priest. Kolejny hit na płycie. Bardziej stonowany i
toporniejszy jest „Gunsmoke” i też więcej tutaj z
heavy metalu niż z power metalu. Jednak mocny riff i prosty refren
robią swoje i kawałek również zapada w pamięci niemal od
razu. Najdłuższą kompozycją na płycie jest „Beyond The
Horizon”, w którym zespół postawił na
epicki i tajemniczy klimat, a także na dość proste rozwiązania.
Może zabrakło nieco ognia i jakiś bardziej rozwiniętych partii
solowych. Dalej mamy ostry i stonowany „The Sun won't Rise in
Hell”, który również przemyca wszelkie atuty
takich kapel jak Judas Priest i Primal Fear. Piet stworzył kolejny
hit, którego nie powinno zabraknąć na koncertach. Jeśli
chodzi o wolniejsze kawałki to warto wspomnieć tutaj o nieco hard
rockowym „Brothers in Arms” i pięknej balladzie „I
surrender”, która dorównuje tym najlepszym w
historii zespołu. Całość zamyka „Rebellious”,
który też osadzony jest w świecie Primal fear i Judas
Priest.
„Titancraft” to już 9 studyjny album tej niemieckiej formacji,
która już dawno temu stała się jedną z najważniejszych
kapel heavy/power metalowych i nie chodzi tutaj tylko o scenę
niemiecką. Charakterystyczny styl i Piet Sielck na czele to jest
maszyna nie do zatrzymania i zdarcia. Każdy album Iron Savior to
wielkie święto i prawdziwa uczta dla fanów tej muzyki. Nowy
album to przede wszystkim spore ilości elementów z starych
płyt, a także twórczości Judas Priest. Efekt tego zabiegu
jest taki, że mamy jeden z najlepszych albumów jakie nagrał
ten band.
Ocena: 9/10
Tak się złożyło, że przed lekturą recenzji obejrzałem teledysk do "Way of the Blade". Nie wiem, czy to skutek tradycyjnej tematyki metalowych piosenek, czy zwykłego niedofinansowania, ale klip nie rzuca na kolana. Pomysł i strona wizualna są b. ubogie, a całości dopełnia pod tym względem animowana krew, która wygląda jak narysowana w Paincie. O jego walorach promocyjnych można więc powiedzieć tylko tyle, że jest w nim zawarta muzyka z nowej płyty. Czy strona muzyczna zachęca do posłuchania całej płyty, trudno powiedzieć; mnie osobiście jednak kurczowe trzymanie się piosenek o rycerzykach nuży i rozczarowuje i zastanawiam się, czy samych muzyków też to nie męczy. Może powinni oni zmieniać się i rozwijać razem ze słuchaczami?
OdpowiedzUsuńDobry album,nie gorszy od poprzedniego.;)
OdpowiedzUsuń