Ostatnio moją uwagę
przykuła okładka „Shadow of Monster” włoskiego zespołu Hell
In the Club na której widać Freddy Krugera. Jak się okazuje jest to młody i dobrze zgrany zespół,
któremu w głowie hard rock i rockn'n roll z domieszką heavy
metalu. Stawiają na dobrą zabawę, szaleństwo i lekkość płynącą
z granej muzyki. Nie spinają się być grać ambitnie i wyróżniać
się na tle innych zespołów. Skupiają się na tym by grać
prosto z serca i bez kombinowania. To im wychodzi na dobre. Muzycznie
przypominają Gothard, Krokus, czy Dokken. Mają na swoim koncie już
3 albumy, a ostatnim dziełem jest „Shadow of Monster”, który
nie jest wymagającym wydawnictwem. Dostajemy tutaj prosty i łatwo
wpadający w ucho materiał, który idealnie sprawdza się w
aucie i na imprezach. Skład zespołu tworzą znani i doświadczeni
muzycy, którzy na co dzień grają w Secret Sphere, Elvenking,
czy Sacred Hell. Nie ma mowy o wpadce czy słabym albumie, jednak
warto mieć na uwadze, że Hell in The Club to muzyka prosta i
bardziej rockowa. Co znajdziemy na nowym dziele? Mamy progresywny
„Dance”, który otwiera album i wprowadza
troszkę zamieszania. „Enjoy The Ride” to utwór,
który nasuwa Airbourne czy Ac/Dc. Kawał porządnego hard
rocka, który jest miłą rozrywką. Wokalista Elvenking Davide
Moras jak się okazuje całkiem dobrze radzi sobie w hard rockowej
formule, co pokazuje w nieco bluesowym „Hell Sweet Hell”.
Jego specyficzna maniera nadaje całości odpowiedniego uroku. Trzeba
mieć na uwadze, że płyta mimo swojej banalnej formuły i mało
oryginalnej oprawie ma sporo hitów. Wystarczy wsłuchać się
w mocniejszy „Shadow of the Monster” czy
„Appetite”, które nasuwa Def Leppard z
złotego okresu. Andrea Piccardi odpowiada za wszelkie partie
gitarowe i solówki, a w tym aspekcie radzi sobie całkiem
dobrze. Jasne nie ma tutaj nic nowego i wiele podobnych riffów
słyszeliśmy. Pod względem technicznym jak i wykonania jest
przyzwoicie i przedkłada się to na jakość. Najlepszym utworem na
płycie jest „Try Me,Hate Me”, który brzmi
jak mieszanka Def leppard i Motorhead. Bardzo energiczny rock'n roll,
który zapada w pamięci. W tym wszystkim jedynie nie podoba mi
się cover The brains, ale można jakoś to przeboleć. Trzeci album
Hell in the Club już za nami, ale nie jest to płyta o której
będą długie dyskusje i płyta o której będziemy pamiętać
za parę miesięcy. Dobra dawka hard rocka i właściwie na tym
koniec jeśli chodzi o „Shadow Of The Monster”.
Ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz